EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Aliną Helak, społeczniczką z Huty Szklanej

Nieczynne cmentarze stały się w ostatnich miesiącach bardzo widoczne w mediach społecznościowych. Na Facebooku powstała grupa pod nazwą Znikające cmentarze, a liczba jej członków przekroczyła już 3 tysiące. Wśród nich wypatrzyłam panią Alinę Helak z miejscowości Huta Szklana w Wielkopolsce. Na moją prośbę o rozmowę usłyszałam: „My dopiero zaczynamy naszą akcję, staramy się o potrzebne pozwolenia. Na razie mamy trochę pod górkę. Popiera nas konserwatorka zabytków, była u nas...” Zabrzmiało intrygująco.

Pani Alino, proszę o kilka słów o osobie i miejscu.

A.H. Osoba, czyli ja... Mieszkam w Hucie Szklanej od urodzenia, jestem drugim pokoleniem tu urodzonym, mój syn trzecim, a wnuczek czwartym. Pracuję jako pielęgniarka w szpitalu w Trzciance. Sama Huta to maleńka wieś, licząca obecnie około 600 mieszkańców. Należy do gminy Krzyż Wielkopolski. Wieś powstała w roku 1716 przy starej drodze wykorzystywanej do transportu sukna z Trzcianki do mostu na Drawie. Jej nazwa wywodzi się od huty szkła, założonej tu już w roku 1709 przez pochodzącego z Czech szklarza Johanna Georga Brocksa. W czasie zaborów nazywała się Glashütte i znajdowała się w Prusach Zachodnich.

Wieś z tradycjami. Czy posiada szczególne pamiątki swej historii?

A.H. Najstarszą budowlą, która zresztą obecnie jest remontowana, jest kościółek. Osadnicy olęderscy, zaproszeni tu przez Jana Sapiehę, byli wyznania ewangelickiego. Początkowo nie mieli własnego kościoła, mogli jedynie uczestniczyć w nabożeństwach w pobliskich wsiach. Dopiero w roku 1774 gmina wybudowała skromny szachulcowy kościół. Na przełomie XIX i XX wieku świątynia została odnowiona. Po roku 1945 budynek został przejęty przez katolików.

Czy cmentarz, o którym zaraz porozmawiamy, również jest tak wiekowy?

A.H. Nie. Prawdopodobnie pierwszy cmentarz powstał właśnie wokół kościoła. Mój tato opowiadał, że w latach 1970-1980 to jeszcze na terenie przy kościele były widoczne nagrobki, wyłaniały się z trawy. Dzisiaj mało kto o tym pamięta, nie ma żadnej tablicy. Tam rzekomo były groby z lat 1790 - 1800. Mogło być ich około dwudziestu. Nie ma jednak żadnych dokumentów potwierdzających tę informację.

Ma pani rację. W granicach Prus obowiązywało rozporządzenie cesarza Fryderyka II z 1773 roku zakazujące grzebania zmarłych na terenach przykościelnych. W Powszechnym prawie krajowym dla państw królewsko-pruskich (Allgemeines Landrecht für die Königlich Preussischen Staaten) – porządkującym i regulującym wszystkie sfery prawne w państwie pruskim, wydanym w 1794 – powtórzono wyraźnie, iż „w kościele oraz w zamieszkiwanej okolicy miasta nie powinno grzebać się żadnych zwłok”. Zatem około roku 1800 musiano zaprzestać ostatecznie pochówków na cmentarzu przykościelnym. Jakie najstarsze groby znajdują się na cmentarzu, którym się opiekujecie?

A.H. Z karty cmentarza, którą otrzymałam z delegatury WUOZ w Pile, wynika, że najstarszy nagrobek pochodzi z 1871 roku. Podczas prac porządkowych, odkrzaczania, znaleźliśmy starszy, z 1863 roku. Niestety jest w kawałkach. Trzeba go poskładać. No ale takich prac jeszcze się nie podejmujemy.

Dlaczego?

A.H. Z powodu braku odpowiednich zezwoleń. Już na początku tego roku postanowiłam zacząć działać, ale nie wiedziałam od czego zacząć. Znalazłam waszą stronę i napisałam do pana Bartka Bijaka, prosząc o podpowiedź. On mi wyjaśnił, że muszę znaleźć właściciela terenu i ustalić, czy cmentarz wpisany jest do rejestru zabytków. Dowiedziałam się, że działka należy do Skarbu Państwa, a władającym jest Urząd Miasta i Gminy Krzyż Wielkopolski. Uzyskałam też informację, że wpisany jest do rejestru zabytków. Wówczas skontaktowałam się z delegaturą WUOZ Poznań w Pile. Rozpoczęła się korespondencja, którą jednak mocno spowolniła pandemia.

Wystąpiła pani do władz lokalnych i konserwatora z jakim wnioskiem?

A.H. Z wnioskiem o zgodę na prace porządkowe. Pismo to było konsekwencją rozmowy z panią konserwator. Zadzwoniłam do niej, opowiedziałam o swoim pomyśle ratowania cmentarza i spotkałam się z entuzjastycznym przyjęciem. Zaproponowała, że do mnie przyjedzie, by na miejscu omówić wszystko.

I przyjechała? Z Piły?

A.H. Tak. Przyjechały dwie panie, od cmentarza i zabytków przyrody. Pani od cmentarza była zachwycona. Pokazałam jej nasze krzyże, tablice i stwierdziła, że stanie za mną murem, by to uratować. Napisałam na jej prośbę plan pracy. Co chcemy i co jesteśmy w stanie zrobić. Pani konserwator to zatwierdziła. Teraz trwa uzgadnianie stanowiska z burmistrzem. Na razie wszystko ucichło. Pani konserwator zabytków przyrody szczegółowo obejrzała teren, sfotografowała. Oszacuje potrzeby, wyznaczy, co zostawić, co wyciąć.

Jaki jest ten plan?

A.H. Cmentarz ma około 1 ha. Zachowała się piękna aleja lipowa. Na jej końcu stał drewniany krzyż. Upadł, ale zachowała się pochodząca z niego figura Jezusa, chcemy więc krzyż odtworzyć. Można odbudować aleje boczne, zachowało się mnóstwo bzu. Są słupki od bramy, chcielibyśmy odtworzyć drewniany płot, który tam wcześniej był. Mam też stare zdjęcie kaplicy, zbudowanej około1900 roku. Została rozebrana w 1990 roku, a z pozyskanych materiałów wybudowano dodatkową zachrystię. Pozostały jednak widoczne fundamenty. Mam pomysł, by wykorzystać to jako podbudowę pod lapidarium. Panie konserwatorki były zszokowane odnalezieniem krzyży. Nie spodziewały się tego. A te krzyże leżały na ziemi, wśród zieleni, przykryte mchem i liśćmi. Wymagają oczyszczenia i konserwacji. Mamy ich około dziesięciu sztuk. Są też piękne płyty, które trzeba pooczyszczać, niektóre posklejać. Na te wszystkie działania potrzebne jest pozwolenie.

Kto miałby ten plan realizować?

A.H. Chcę wdrożyć w to panią sołtys. Zaangażowała się w remontowaniu starego kościoła, czuje potrzebę ratowania tego, co z przeszłości pozostało. Potem chcemy wciągnąć w to mieszkańców wsi. Na razie to pracuję tam sama z synem.

Czemu zajęła się pani tym miejscem? Jest szczególne?

A.H. Dla mnie tak. Ja jakoś tak czuję, jakbym się na nim wychowała. Chodziłam tam jako dziecko, spędzałam dużo czasu. Moja babcia robiła wiązanki, stroiki z kwiatami z krepy nasączonymi woskiem i zanosiłam je na te zapomniane groby. Pamiętam jak przyjeżdżali tutaj Niemcy. Jako dzieci chodziliśmy tam, pomagaliśmy im przy porządkowaniu. Czuję, że ten cmentarz nas wychował.

Czy we wsi pozostał ktoś z przedwojennych mieszkańców?

A.H. Nie. Ale przez wiele lat, jak już wspomniałam, przyjeżdżali tu krewni spoczywających na naszym cmentarzu. Jak byli młodsi, to przyjeżdżali co roku. Potem coraz rzadziej, co kilka lat. A teraz już od dawna nikt się nie pojawił. Od 10 lat nikogo nie widziałam. Chyba, że... rok temu przyjechało jakieś młode małżeństwo. Spotkałam ich przy cmentarzu. Mieli wiązankę, pytali o coś, ale ja nie znam niemieckiego. Nie wiem, kogo szukali. Położyli w końcu na grobie jakiegoś dziecka i odjechali. Szkoda. Pewnie leży tu ktoś z ich rodziny.

Niemcy którzy przyjeżdżali, czy z kimś się we wsi spotykali?

A.H. Tak, z moim sąsiadem. Zostawili mu nawet sporo zdjęć, opowiadali też chyba o przeszłości, bo spisał historię naszej wsi. Niestety sąsiad zmarł, nie zdążyłam z nim porozmawiać. Teraz jego żona przekazała mi wszystkie zgromadzone przez niego materiały. Żałuję, że tak późno się tym zainteresowałam, nie pytałam, kiedy był czas.

A inni mieszkańcy wsi? Nie mają pamiątek, nie mogą się niczym podzielić?

A.H. Moja babcia przyjechała tutaj w 1945-46 roku. Wieś w większości zasiedlili Ukraińcy oraz Polacy z kresów, z okolic Lwowa, z Wołynia. Oni bardzo źle mówili o Niemcach, uważali, że nie należy im się nic, a już na pewno nie pamięć. Teraz, jak pytam ich o cmentarz, o zachowane po Niemcach pamiątki - nie chcą mówić. Nie chcą do tego wracać, nie chcą wspominać.

Czy babcia coś mówiła?

A.H. Też nie chciała mówić, była bardzo zamknięta w sobie. Powtarzała: nie interesuj się tamtymi czasami, bo nie było tak dobrze. Dziadek miał chyba lepsze wspomnienia, pracował u Niemca w gospodarstwie rolnym. Ale w sumie żadne z nich nie chciało nic opowiadać.

A pani znajomi, pani rówieśnicy; ci, którzy bawili się z panią na cmentarzu jako dzieci - oni są skorzy do pomocy?

A.H. Myślę, że pokolenie obecnych 50-latków podchodzi do tego tematu trochę inaczej. No ale Huta Szklana to wieś emerytów, przeciętna średnia to 60-70 lat. Tu nie ma pracy, młodzi ludzie pouciekali, zostali sami starsi. A ci są nieprzychylni wspominaniu o przeszłości. Każdy odsyła mnie: a po co ci to, czemu się tym interesujesz?

No właśnie. Czemu się pani tym interesuje?

A.H. Chciałabym uczcić pamięć pochowanych tu ludzi. Cmentarze mają pewną historię. Myślę o tych ludziach. Próbuję sobie wyrazić ich życie. I wydaje mi się, że uchwycić takie wspomnienia i gdzieś zapisać, to piękne. Ludzie młodzi nie wiedzą niczego o przeszłości. Żyją teraźniejszością. A historia jest bardzo ważna. Kształtuje nas. Gdyby tych ludzi tu nie było, gdyby nie wykarczowali tych terenów, nie zbudowali tych domów, to my byśmy tego wszystkiego nie mieli. Oni są początkiem naszej historii, tego że my teraz możemy tu mieszkać. Przyszliśmy na gotowe. Poziom tych wsi był nieporównywalny z tym, skąd przybyliśmy. A teraz zapominamy. Oni są naszą historią. To nie ma znaczenia, czy to Niemiec, czy inna narodowość. Ja mieszkam w domu po Niemcach. Oni tu byli przede mną. Byli, mieszkali. To ich historia, która stała się moją historią. Odebraliśmy im domy i pola, wydaj mi się, że choćby za to należy im się pamięć i szacunek.

Pani syn... Jaka jest jego motywacja?

A.H. Nie wiem. Może tylko mi pomaga? A może to dlatego, że lubi starszych ludzi, lubi słuchać ich opowieści? Interesują go. Może w tym jest nadzieja?

Wrzesień 2020
Wywiad: H. Szurczak. Zdjęcia z archiwum A. Helak.




Tomasz Szwagrzakkontakt