EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Ewą Adamczak, dyrektorką GOK w Biskupcu

Dokładnie 11 sierpnia 2019 znalazłam na Facebooku, na profilu GOK Biskupiec (link do fb), wiadomość o projekcie Piotrowice. Jego promocja brzmiała: Przygoda z historią!!! Stowarzyszenie Dla Ostrowitego i Okolic "Iskra Wzajemności" zaprasza do udziału w projekcie promującym lokalne dziedzictwo. Prace porządkowe - a przy okazji odkrywanie tajemnic starego cmentarza rodowego w Piotrowicach.” Kontakt z GOK Biskupiec zaowocował rozmową z jego dyrektorką, panią Ewą Adamczak.

Pani Ewo, rozmawiam z panią nie tylko jako dyrektorką GOK lecz również jako wiceprezesem Stowarzyszenia Dla Ostrowitego i Okolic "Iskra Wzajemności". Zatem, zanim zaczniemy o samym projekcie, przybliżmy nieco moją rozmówczynię.

E.A. Cóż mogę o sobie powiedzieć... Z wykształcenia jestem magistrem inżynierem technologii żywność. Nie miałam wcześniej nic wspólnego z historią lub kulturą. Mało tego, nie jesteśmy stąd. Mieszkaliśmy z mężem w Toruniu, a tutaj w Ostrowitem wybudowaliśmy dom weekendowy i przez kilka lat jedynie dojeżdżaliśmy. Mąż nadal pracuje w Toruniu, na Uniwersytecie im. M. Kopernika, dalej tu dojeżdża. Ja przeniosłam się na stałe.

Zatem staliście się państwo częścią społeczności stopniowo. Kiedy powstał dom?

E.A. W 2008 roku był już gotowy. I właściwie natychmiast zaczęła się nasza przygoda z historią. Okazało się, że na polu, tuż za naszym płotem, są jakieś ruiny. Dowiedzieliśmy się, że to ruiny folwarku. I poczułam wtedy, że tu historia jest taka namacalna! Zaczęliśmy wówczas z mężem przeglądać stare mapy, z 1798 i 1811, na których cokolwiek można odczytać. I potem to już wszystko potoczyło się bardzo szybko...

Wyjaśniliście państwo historię folwarku?

E.A. Tak, i ta historia okazała się bardzo ciekawa. Związana jest z osobą Hansa von Bluchera, ostatniego właściciela pałacu w Ostrowitem. Jego dziadek pochodzący z Meklemburgii kupił w 1846r. Ostrowite. Można powiedzieć, że Hans był już tutejszym Prusakiem. To by tłumaczyło jego pozytywny stosunek do miejscowej ludności, w tym też i do Polaków. Dzięki niemu w czasie wojny z jego majątku Niemcy nikogo nie wywieźli. Do dziś w wielu rodzinach w Ostrowitem i okolicy krążą opowieści jak uratował dziadków z transportu lub wuja z więzienia gestapo w Nowym Mieście Lubawskim. Mało tego, potomkowie Bluchera nie zapomnieli o mieszkańcach Ostrowitego. Kiedy w latach 80tych XX wieku w Polsce było ciężko, przesyłali paczki potomkom pracowników swojego antenata. Tę historię udało się nam przedstawić w reportażu dla Radia Olsztyn pt. „Hans von Blucher – przyjaciel Polaków” (link do reportażu) A wracając do map. Na tej z 1811 odkryliśmy w Wardęgowie napis „Francuzen Grab”. Zaczęliśmy dochodzić, co to jest. Większość mieszkańców nie wiedziała, o co tu chodzi. Na stronie Nadleśnictwa Jamy była wzmianka, że są tam pochowani żołnierze napoleońscy, którzy zmarli podczas odwrotu spod Moskwy. Rozbiły ich tutaj oddziały pruskie i kozackie. Znikomość informacji pobudziła naszą ciekawość. Oczywiście pojechaliśmy w to miejsce, ale znaleźliśmy jedynie jakieś pagórki. Przez rok siedziało nam to w głowie. Ponieważ spędzałam w Ostrowitem coraz więcej czasu, zaczęłam szukać drogi do zachowania tego miejsca w pamięci mieszkańców.

Rozumiem, że ją pani znalazła?

E.A. Najpierw zapisałam się do Stowarzyszenia Ochrony Przyrody i Dziedzictwa Kulturowego w Łąkorzu, żeby dać sobie szansę na formalne działania. Jako członkini stowarzyszenia napisałam projekt na postawienie obelisku przy mogile napoleońskiej.

W projekcie zawarła pani wykonanie obelisku i następnie jego uroczyste odsłonięcie.

E.A. Tylko wykonanie obelisku. Pieniądze na realizację pochodziły z grantu unijnego z Lokalnej Grupy Działania. Obelisk stanął w 2013 roku. Na początku nie myślałam jeszcze o żadnym rozmachu. Właściwie dalej wydarzenia potoczyły się same, a fundusze na uroczyste odsłonięcie obelisku udało mi się pozyskać od Urzędu Gminy i Nadleśnictwa Jamy.

Odsłonięcie było wydarzeniem ważnym dla społeczności lokalnej?

E.A. O tak! Za namową nieżyjącego już dziś dr Andrzeja Nieuważnego, historyka z Uniwersytetu im. M. Kopernika w Toruniu, specjalisty do spraw napoleońskich na skalę europejską (link), zadzwoniłam do ambasady francuskiej. O dziwo usłyszałam, że są zainteresowani udziałem w odsłonięciu obelisku, a w uroczystości weźmie udział attaché wojskowy. W związku z tym postanowiłam też zaprosić ministra kultury, przyjechał pan Piotr Żuchowski. By przekonać stronę rządową dokonałam drobnego wybiegu, zapraszając Telewizję Olsztyn i wszystko się udało. Jakby mało było gości, na dwa dni przed imprezą skontaktował się ze mną sam attache i zapytał, czy jesteśmy zainteresowani tym, by w uroczystości wzięli udział francuscy lotnicy, których kontyngent NATO właśnie stacjonował w Malborku. Drżałam z lęku o to, czy uda mi się zorganizować tak wielkie przedsięwzięcie. Attache przywiózł ze sobą 20 żołnierzy! A sam teren został zabezpieczony przez osobistą ochronę tak znamienitego gościa. Tak, ludność miejscowa (z Wardęgowa i Ostrowitego) bardzo to przeżywała! Zresztą opiekę nad tym nowym miejscem pamięci pan minister powierzył uczniom ze szkoły podstawowej w Ostrowitem. I rzeczywiście świetnie się z tego wywiązują.

Kiedy miało miejsce to wydarzenie?

E.A. 21.06.2014r. Mieszkańcom bardzo się to spodobało. Taka pompa, nigdy tutaj nic takiego się nie działo. Na fali tego zainteresowania zrobiliśmy rekonstrukcję historyczną dotyczącą wydarzenia, które upamiętnia obelisk.

Uaktywniła pani całą maleńką społeczność?

E.A. Kiedy w następnym, 2015, roku robiliśmy kolejną rekonstrukcję miałam już 50 aktorów amatorów! Czułam ogromne wsparcie. Zrobiliśmy rekonstrukcję z czasów średniowiecza. To był zajazd na wioskę, porwanie pani wójtowej - było szalenie ciekawie. Pomoc otrzymywałam właściwie od wszystkich mieszkańców.

Dwa lata pod rząd to już właściwie narodziny tradycji...

E.A. A to nie koniec! W 2016 robiliśmy rekonstrukcję w luźnym oparciu o „Pana Tadeusza”. To był "Pan Jakub, czyli ostatni zajazd na Wardęgowo". W 2017 było „Polowanie na niedźwiedzia”. Tu pracowałam już prawie z zawodowcami - tekst z „Pana Tadeusza” dało się opanować i faktycznie popularyzowaliśmy literaturę. W 2018 - „Rok 1812, wkroczenie wojsk napoleońskich” (link do materiału na YT)

No i przyszedł rok 2019...

E.A. To pierwszy rok, w którym rekonstrukcji nie zrobiliśmy. To rok, kiedy zajęliśmy się cmentarzem.

Zanim o tym porozmawiamy, wróćmy jeszcze na chwilę do pani samej. Bo nie tylko dla wsi dużo się działo...

E.A. Po sukcesie z postawieniem obelisku założyłam Stowarzyszenie Dla Ostrowitego i Okolic "Iskra Wzajemności", by móc robić więcej. Napisałam jeszcze dwa projekty, na które udało mi się zdobyć pieniądze. To były "W poszukiwaniu lubawskich wzorów" i „Promocja sanktuarium w Wardęgowie”. Kiedy zaś w 2015 zwolniło się miejsce na dyrektora GOK w Biskupcu wystartowałam w konkursie i wygrałam.

Doszłyśmy do powstania stowarzyszenia. Co warto o nim powiedzieć? O pani funkcji w nim?

E.A. Stowarzyszenie funkcjonuje od 2014 roku. Aktywnych osób jest około 10. Na początku było około 25. Ja jestem wiceprezesem od początku jego powstania. Staraliśmy się, żeby prezesem był ktoś miejscowy. My z mężem byliśmy trochę z zewnątrz. Teraz czuję się już pełnoprawną mieszkanką. Napływowej osobie jest łatwiej. Nie jest powiązana z nikim, nie ma żadnych zależności. Teraz, jako dyrektor GOK, mam nieco inną pozycję. Poza tym znam już trochę bardziej mieszkańców, z nieco większym dystansem podchodzę do niektórych obietnic. Możemy jednak, posiadając osobowość prawną, zabiegać o różne środki.

Takie, jak na przykład pozyskane na ratowanie cmentarza w Piotrowicach.

E.A. Na przykład. Początkowo nie interesowaliśmy się cmentarzami. Jednak około pięciu lat wstecz wybraliśmy się z mężem na taki rekonesans. Byliśmy i w Piotrowicach. Ze dwa lata temu byłam tam znowu, już jako dyrektor GOK, z asystentką. Staramy się robić dokumentację fotograficzną zabytków, które tu mamy. Wydajemy kwartalnik "Historyczne wieści gminne". Spisujemy opowieści mieszkańców, dokumentujemy istniejące zabytki. Ta kolejna wizyta pokazała, że nagrobki znikają. Ten cmentarz został splądrowany w latach 70. Wszyscy wiedzą kto, z nazwiska, te kamienie stąd wywoził i sprzedawał. Sądziłam, że to już się skończyło. Jednak wygląda na to, że nie. To był cmentarz rodowy, znajdowały się na nim kamienie z nazwiskami wszystkich pochowanych ułożone w duży okrąg. Podczas kolejnej wizyty kamieni nagrobnych już było mniej. Na dodatek znaleźliśmy dwa kamienie nagrobne z tego cmentarza wrzucone w krzaki. Udało się przenieść je z powrotem. Musieliśmy użyć niewielkiego dźwigu na samochodzie miejscowego gospodarza. Jak złodziejom się to udało? W każdym razie ten cmentarz leżał mi na sercu. Od dawna zastanawiałam się, w jaki sposób go zabezpieczyć. Należy do gminy, więc próbowaliśmy wymyślić, w jaki sposób o niego zadbać. Tutaj trzeba pewnej finezji, wiedzy. Nie chodziło jedynie o wycinkę samosiejek. Grant NID był iskrą. Wystąpiłam o fundusze z programu "Wspólnie dla dziedzictwa".

Jakie były główne założenia pani projektu „Piotrowice – stare cmentarze, zapomniane zabytki”?

E.A. Projekt polegał na przeprowadzeniu prac porządkowych, w tym odtworzeniu przebiegu dawnych alejek. Utrwaleniu efektu przywracania pamięci miało służyć postawienie tablicy informacyjnej przy samym cmentarzu oraz wydanie folderu informacyjnego o tym i innych cmentarzach z terenu Gminy. Autorem folderu jest miejscowy regionalista pan dr Andrzej Korecki. Właściwie folder przerodził się nam w małą pracę historyczną, zawiera skondensowaną informację o historii każdej z miejscowości, jej cmentarzach, ciekawostki znalezione w różnych publikacjach historycznych i przekazy ustne mieszkańców. Są też piękne zdjęcia wykonane przez Janusza Laskowskiego. Naszej publikacji nadaliśmy tytuł „Ludzie i cmentarze. Przyczynek do historii miejscowości z terenu dzisiejszej Gminy Biskupiec”

Spore przedsięwzięcie.

E.A. To jest oczywiście efekt końcowy. Warto tu wspomnieć o efektach społecznych. Tak naprawdę nasz projekt to szeroko zakrojona integracja i edukacja historyczna. Zakładał bowiem oparcie działań na lokalnej społeczności.

Co to znaczy?

E.A. Prace porządkowe miały być wykonane przez grupę wolontariuszy pozyskanych za pośrednictwem lokalnych mediów i akcji plakatowej. Ich wejście na cmentarz miało być poprzedzone spotkaniami edukacyjnymi z konserwatorem zabytków oraz historykiem regionalistą.

Rozumiem, że nie wszystko się udało.

E.A. Jak zwykle, życie wniosło korekty. Począwszy od dat. Z przyczyn niezależnych od nas musieliśmy zmienić termin realizacji projektu, co pociągnęło za sobą zmianę jednego z prelegentów. Umówiona z nami wcześniej pani Anna Maślak, konserwator zabytków, kierowniczka Olęderskiego Parku Etnograficznego w Wielkiej Nieszawce k/Torunia, nie dysponowała czasem w nowym terminie. Na szczęście udało się nam pozyskać pana Michała Wiśniewskiego, prezesa Stowarzyszenia „Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw”. Jego prelekcja dotyczyła podstawowych zasad pracy przy obiekcie zabytkowym oraz obecności i zwyczajów innych wyznań funkcjonujących kiedyś w naszym regionie, przemian krajobrazu kulturowego i jego roli.

A jak poszło wam z wolontariuszami?

E.A. Rekrutację wolontariuszy przeprowadziliśmy poprzez ogłoszenia w Kurierze Iławskim, na portalu Nowe Miasto Dla Was, stronie internetowej Urzędu Gminy Biskupiec, Facebooku Gminnego Ośrodka Kultury w Biskupcu oraz rozwieszając we wszystkich miejscowościach gminy plakaty (60 szt.).

I?

E.A. Zgłosiły się dwie osoby. Jedna osoba z Nowego Miasta i 13-latek z Piotrowic. Wojtek zaangażował się bardzo mocno, nawiązaliśmy świetny kontakt i zapowiada się nam wspaniała współpraca. Pozostałe osoby to w zasadzie byli nasi znajomi, których osobiście zaprosiłam. Udało się w ten sposób zebrać te 10 osób. I w tym gronie porządkowaliśmy Piotrowice.

Projekt zakładał szeroką współpracę z Urzędem Gminy Biskupiec, sołectwem Piotrowice oraz portalem Nowe Miasto Dla Was. Jak to się powiodło?

E.A. Urząd Gminy Biskupiec zapewnił wywóz zebranych śmieci i suchych gałęzi oraz udostępnił niezbędne narzędzia pracy, w tym grabie, łopaty, taczki, sekatory i podkaszarki. Pracownik Urzędu Gminy przeprowadził szkolenie bhp przed przystąpieniem wolontariuszy do pracy. W Urzędzie Gminy były też drukowane plakaty. Natomiast sołectwo bezpłatnie udostępniło salę świetlicy wiejskiej w Piotrowicach jako bazę dla wolontariuszy. Portal Nowe Miasto Dla Was pomagał nam propagować nasz program oraz nagłaśniał jego przebieg.

Czy czuje pani, że teraz cmentarz w Piotrowicach będzie bezpieczniejszy?

E.A. Dla mnie jeżeli takie miejsce jest uporządkowane, oznakowane, to ludzie widzą, że ktoś o to dba. Wówczas istnieje pewien rodzaj społecznego nadzoru, trudniej bezkarnie zniszczyć lub wywieźć. Mam takie doświadczenie z mogiłą napoleońską. Wśród chaszczy chodzili poszukiwacze z wykrywaczami. Mieszkańcy obawiali się, że jak nagłośnimy istnienie mogiły, to zjawią się całe ich tłumy. Efekt jednak był odwrotny. O uporządkowany cmentarz mieszkańcy dbają, pilnują takiego miejsca. Przy obelisku żołnierzy napoleońskich jest czysto, stoją znicze. Tego samego efektu spodziewam się w Piotrowicach. I już to się sprawdza. Mieszkańcy chodzą tam na spacery, sami starają się odczytywać napisy, dzielą się tym. Wydaje mi się, że gdyby teraz ktoś obcy zaczął się tam kręcić, to zwrócą na to uwagę.

Napisanie tak szeroko zakrojonego projektu wymaga chyba ogromnej wiedzy? Czy stowarzyszenie ma człowieka od tego rodzaju zadań?

E.A. Projekt tworzyłam osobiście, mam spore doświadczenie. To jest chyba już 8 projekt, na który udało mi się zdobyć pieniądze. Pierwszy projekt (na obelisk) napisałam tak jakoś z marszu. Przeczytałam regulamin, pojechałam do LGD, gdzie poradzono mi, jak go poprawić. Dopiero potem zaczęłam jeździć na szkolenia dotyczące prowadzenia stowarzyszenia i pisania projektów. Świetne szkolenia prowadzi w Łowiczu Fundacja Wspomagania Wsi. Muszę jednak dodać, że pisząc program „Piotrowice – stare cmentarze, zapomniane zabytki” wzorowałam się na programie Marcina Zalewskiego z Łąkorza.

Czy współpracowaliście?

E.A. Nie, chociaż był taki zamiar. Chcieliśmy zrobić spotkanie wolontariuszy, ale zupełnie rozjechaliśmy się terminami. Mam nadzieję, że co się odwlecze, to nie uciecze.

Czy jakieś dodatkowe efekty waszych działań dały się zauważyć w lokalnej przestrzeni?

E.A. Projekt dał zdumiewający odzew społeczny. Zaczęli się do nas zwracać sołtysi z ościennych wsi z pytaniem, kiedy zajmiemy się cmentarzami ewangelickimi w Biskupcu, w Słupnicy... Zaproponowałam, że zajmę się wszystkimi kwestiami, ale oni muszą zapewnić 10 wolontariuszy. I wtedy sprawa ucichła. Czuję się bezradna wobec tej pasywności. Bez osobistego zaangażowania społeczności lokalnej nie damy rady.

Pani Ewo, wierzę, że i z tym uda się pani sobie poradzić. Życzę tego z całego serca – pani, Stowarzyszeniu i wszystkim cmentarzom w waszej gminie. Dziękuję za poświęcony mi czas.

Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak, zdjęcia i materiały udostępnione przez Ewę Adamczak
październik 2019




Tomasz Szwagrzakkontakt