EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Marcinem Zalewskim, członkiem Fundacji Inicjatyw Krajobrazowych Wybudowania

Via profil fb „Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw” trafiła do mnie wiadomość o projekcie “Łąkorz. W poszukiwaniu tożsamości przestrzeni”, prowadzonym przez Fundację Inicjatyw Krajobrazowych Wybudowania. Projekt miał być realizowany w postaci obozu wolontariackiego na terenie miejscowości Łąkorz (woj. warmińsko-mazurskie, powiat nowomiejski, gmina Biskupiec). W ramach projektu miały odbyć się warsztaty konserwacji zabytków na tamtejszym cmentarzu ewangelickim. Projekt kończył się 9.07.17 i już 13.07.17 rozmawiałam o nim z jednym z organizatorów, panem Marcinem Zalewskim.

Na stronie Fundacji (link http://www.wybudowania.pl/) w zakładce „O Fundacji” możemy przeczytać, że: „Fundacja Inicjatyw Krajobrazowych Wybudowania to organizacja pozarządowa stawiająca sobie za cel twórcze powiązanie architektury, ruralistyki, antropologii oraz sztuki współczesnej dla poprawy jakości życia na terenach poza wielkomiejskich. Naszymi narzędziami są edukacja, wiedza ekspercka i kreatywność, a polem działania przestrzeń i jej związki ze społecznościami lokalnymi. Interesują nas tradycyjne i współczesne strategie wykorzystywania krajobrazów i miejsc dla potrzeb człowieka oraz pogodzenie ich z takimi wartościami dziedzictwa kulturowego i przyrodniczego jak ład, zmienność i zaskakująca perspektywa. Mieszkamy w Nowym Mieście Lubawskim, na pograniczu Pomorza i Mazur; pracujemy wszędzie, gdzie stykają się ze sobą człowiek i jego otoczenie.”

To wprowadzenie jest istotne, bo wyjaśnia perspektywę, z jakiej patrzą na cmentarz historyczny członkowie Fundacji.

Panie Marcinie, do tej pory Fundacja nie zajmowała się cmentarzami. Skąd pomysł, by do nowego projektu włączyć taką tematykę?

M.Z. Zanim przejdę do odpowiedzi na to pytanie, muszę zacząć od czegoś innego. A mianowicie od wyjaśnienia czemu miejscem naszych działań stał się Łąkorz.

Więc już sam wybór miejscowości miał znaczenie?

M.Z. Tak. Nie musieliśmy zresztą długo się zastanawiać. Wszyscy (członkowie Fundacji) jesteśmy stąd, czyli z regionu ziemi lubawskiej. Mamy dość dobre rozeznanie w okolicznych małych miejscowościach. A dlaczego Łąkorz? Jest miejscowością z bogatą historią – był np. siedzibą nadleśnictwa przez ponad 100 lat. W okresie międzywojennym nieopodal przebiegała granica, co okazało się istotne. Łąkorz jest wysycony obiektami dziedzictwa kulturowego: posiada kościół średniowieczny, unikalny wiatrak „holender”, trzy leśnictwa. No ale najważniejsze to ludzie.

Macie tam swoich członków?

M.Z. W swoim projekcie bazowaliśmy na współpracy z panem Janem Ostrowskim. To mieszkaniec Łąkorza, który od lat 90. XX wieku kolekcjonuje maszyny rolnicze. Stworzył skansen maszyn rolniczych i muzeum lokalne ( link - Kustosz Jan Ostrowski zaprasza do Muzeum Lokalnego w Łąkorzu). Muzeum mieści się w zabytkowym, 200 - letnim domu po robotnikach leśnych. Pan Jan, choć nie posiada wykształcenia w tej dziedzinie, bardzo świadomie zajmuje się archiwizowaniem i pielęgnowaniem dziedzictwa regionalnego ziemi lubawskiej.

Jest jedyną aktywną osobą?

M.Z. Nie. Kilkunastu mieszkańców założyło w 2005 roku Stowarzyszenie Przyrody i Dziedzictwa Kulturowego. Świadczy to o zaangażowaniu społeczności lokalnej. Ludzie chcą działać. Dobry przykład pana Jana i jego pasja regionalisty zaowocowały: istnienie muzeum lokalnego i skansenu w naturalny sposób wzbudza w mieszkańcach zainteresowanie historią. Rozwojowi tych zainteresowań sprzyja fakt, że mamy tu do czynienia w znaczącym stopniu z ludnością autochtoniczną. Jednym słowem: wybór Łąkorza na nasz pierwszy obóz wolontariacki wydawał się być oczywisty.

A jak to się stało, że w projekcie znalazł się cmentarz?

M.Z. Fundacja patrzy na kulturę, sztukę przez pryzmat krajobrazu. Cmentarz jest konkretnym długoterminowym założeniem przestrzennym. Dla nas ważne są przemiany: w krajobrazie coś jest, coś przemija, zmienia się. Coś było, czegoś nie ma, coś zostało zapomniane. Cmentarz jest znaczącym punktem w przestrzeni. Kiedyś wyraźnie widoczny, znajdował się na granicy lasu. Teraz las go wchłonął. Było miejsce, a teraz przestało istnieć. W rozmowach z mieszkańcami okazało się, że młodsze, a nawet średnie pokolenie nie wiedziało o jego istnieniu. Dodatkowe zamieszanie wprowadził fakt, że po przeciwnej stronie wsi znajdował się cmentarz choleryczny, po którym nie zostało już nic. Interesowało nas odtworzenie pamięci o miejscu, które wcześniej istniało.

Pamięć o miejscu pociąga za sobą pamięć o wydarzeniach.

M.Z. Tak. Obecność ewangelików na tym terenie to element historii wsi, który jest zapomniany. Nawet nie był specjalnie wypierany, zwyczajnie umknął. Nie zakładaliśmy oporu mieszkańców wobec naszych działań, ale byliśmy ciekawi.

To interesujące. I, powiem szczerze, nowe dla mnie. Do tej pory stykałam się raczej ze świadomym wypieraniem.

M.Z. Na terenie tej miejscowości społeczność ewangelicka była niezbyt liczna, a jej historia dość krótka. Ewangelicy przybyli w większym natężeniu niż tylko administracja i leśnicy w II poł. XIX wieku, a po I wojnie światowej, deklarując narodowość niemiecką, wyjechali do Prus Wschodnich. Ich migracja następowała drogą wymiany: Niemcy z naszych okolic wymieniali się gospodarstwami z Polakami z tamtego regionu. O znikomej liczbie mogą świadczyć statystyki: przed I wojną społeczność ewangelicka w powiecie lubawskim stanowiła około 15% ogółu, zaś w latach 30. XX wieku - 1,5 % .

Co zatem po nich pozostało?

M.Z. Głównie cmentarze. Śladów architektonicznych zostało niewiele. Większość kościołów została rozebrana lub zmieniły funkcjonalność. Te, które się ostały, popadły w ruinę (Biskupiec, Kuligi). W związku z tym postanowiliśmy spróbować przywrócić pełnię dziedzictwa przestrzennego wsi. Z takim założeniem związany jest tytuł projektu: „Łąkorz. W poszukiwaniu tożsamości przestrzeni” - tożsamość przestrzeni Łąkorza nie jest jednorodna. I nie była.

Jak przygotowywaliście się do tego tematu?

M.Z. Rozpoczęliśmy od przeprowadzenia wywiadów z najstarszymi mieszkańcami. Roczniki 1934 i 1940. Matka jednej z tych osób miała dużo znajomych wśród ewangelików, często bywała na cmentarzu. Poznaliśmy historię ostatniego pochówku: był to pogrzeb Niemca, ukrywającego się u polskich sąsiadów. Pracownik z majątku, został zamordowany najprawdopodobniej przez NKWD w 1948 roku. Zresztą mieszkańcy pamiętali pochówki z okresu wojny i tuż przed. W czasie wojny leśniczymi byli Niemcy. Mogli spocząć na tym cmentarzu. My jednak za najmłodszy znaleziony przez nas nagrobek uważamy ten z 1939 roku.

A najstarszy?

M.Z. Najstarszy nagrobek, który udało się nam odnaleźć, to nagrobek nadleśniczego Ferdinanda Hoffa, 1788 – 1867.

Czy robiliście kwerendę w archiwach?

M.Z. Przyznam, że jeszcze nie. Mamy jednak taki plan. Chcielibyśmy znaleźć potomków tych ewangelików, którzy opuścili nasz region. Może oni przejmą opiekę nad grobami swoich bliskich? Myślimy o kontakcie ze Stowarzyszeniem Ludności Pochodzenia Niemieckiego. Mamy kontakt z ziomkowstwem byłego powiatu lubawskiego. Najpierw jednak musimy sporządzić listę osób spoczywających na cmentarzu w Łąkorzu.

Jak mieliby sprawować tą opiekę?

M.Z. Może partycypować w kosztach utrzymania zieleni? Może przyjeżdżać, przynajmniej raz do roku, by wesprzeć mieszkańców? Dziś trudno powiedzieć.

A jak wasze działania mają się do działań gminy?

M.Z. Łąkorz należy do gminy Biskupiec. Tytułem wprowadzenia powiem, że budynek, w którym jest muzeum należy do gminy, która go udostępnia na potrzeby ekspozycji. Atmosfera jest więc przyjazna. Przy przygotowywaniu dokumentów projektu musieliśmy uzyskać zgodę właścicieli obiektów i terenu, na którym mieliśmy pracować. Oznaczało to kontakt z wójtem jeszcze w fazie planowania. Gmina jest właścicielem działki cmentarnej, ale cmentarz nie jest zabytkiem. Jest jedynie wpisanym do gminnej ewidencji. Wójt dał nam zgodę, udostępnił kartę cmentarza (jej przydatność okazała się znikoma). Przychylność gminy sprawiła, że mogliśmy wypełnić warunki złożenia projektu do Narodowego Instytutu Dziedzictwa.

Zatem władze gminy nie stanęły na przeszkodzie?

M.Z. Nie stanęły. Ale nie poprzestały na tym. Po zatwierdzeniu projektu poinformowaliśmy o tym wójta i wówczas otrzymaliśmy również od niego wsparcie finansowe dla naszego projektu.

Sam projekt spotkał się z przychylnością. Co jednak jeśli chodzi o przyszłość cmentarza?

M.Z. Rozmawialiśmy z wójtem. Pomimo dobrej atmosfery wokół naszych działań raczej trudno spodziewać się przejęcia odpowiedzialności za porządek na cmentarzu przez gminę. Zresztą trudno się dziwić i my również pokładamy nadzieję raczej w inicjatywie społecznej.

Wójt z Biskupca ma daleko do Łąkorza. A jak współpraca z sołtysem?

M.Z. Sołtys, wiek około 70 lat, wpadł na cmentarz z kosą i nie można go było powstrzymać. Wyglądało na to, że poczuł się lekko dotknięty: mieszczuchy na jego terenie robią porządki? Niedoczekanie! On pokaże. I pokazał – serdecznie dziękujemy za wsparcie. Zresztą cała wieś jest bardzo skonsolidowana. Działają tu organizacje typu Koło Gospodyń, chór kobiecy – bardzo zaangażowane w życie wsi.

Nie ma jednak wśród obecnej społeczności potomków osób, spoczywających na cmentarzu ewangelickim?

M.Z. Nie udało znaleźć się nam potomków, ale żyją jeszcze osoby, które pamiętają pochowanych tam sąsiadów. Jeśli chodzi o potomków, to na organizowane przez nas spotkanie podsumowujące przyjechał z Grudziądza pan Hejka. Miał niepewne informacje, że być może spoczywa tam ktoś z jego rodziny.

Do jakiego uczestnika była skierowana wasza oferta?

M.Z. Tworząc projekt, musieliśmy sobie dość mocno to sprecyzować. Założyliśmy dolną granicę wieku, ponieważ zależało nam, żeby uczestnicy sami brali za siebie odpowiedzialność. Oczywiście kierowaliśmy naszą ofertę do osób zainteresowanych historią, ale głównie chodziło o osoby aktywne, chętne do działania.

Jaka grupa powstała?

M.Z. Grupa była elastyczna. Obóz trwał 9 dni, więc nie wszystkie osoby pracujące mogły uczestniczyć w całości działań. Łącznie 2 osoby były przez cały czas, ale przez te 9 dni przewinęło się około 20. Na cmentarzu pracowało 15-16 osób. Na nasz obóz trafiły bardzo różne osoby, jeśli chodzi o kierunki studiów czy doświadczenia. Osoba bezpośrednio zainteresowana historią lokalną była jedna. Inni uczestnicy to po prostu aktywni, ciekawi świata młodzi ludzie. Grupa była świetna, zaangażowana, ciężko i chętnie pracująca.

Skąd przyjechali uczestnicy obozu?

M.Z. Było parę osób z Łąkorza, z Nowego Miasta i okolic pojawili się nawet gimnazjaliści (dojeżdżali na zajęcia, nie nocowali). Były osoby z Torunia, Włocławka, spod Częstochowy, z Warszawy, z Kołobrzegu.

W pracach na cmentarzu pomagała „grupa ekspercka”, czyli...

M.Z. Naszymi ekspertami byli przedstawiciele Stowarzyszenia „Lapidaria. Zapomniane cmentarze Pomorza i Kujaw”: Michał Wiśniewski i towarzysząca mu Ewelina Babiarczyk.

Na czym polegało wsparcie ekspertów?

M.Z. Z jednej strony wiedza: znajomość języka niemieckiego i szwabachy oraz Nowego Testamentu – odczytywanie napisów. Jako ciekawostkę powiem, że Michał znalazł błąd kamieniarski (błędna numeracja cytatu). Znajomość firm kamieniarskich. Datowanie. Wyszukiwanie nietypowych projektów nagrobków. Pomoc praktyczna: wsparcie w układaniu nagrobków, w klejeniu i zabezpieczaniu.

Więc jakich prac udało się dokonać?

M.Z. W sumie pracowaliśmy przy 77 grobach. Nagrobki zostały okopane i oczyszczone. Bardziej wartościowe (z napisami bądź z wyższej jakości kamienia) były pokryte środkiem rozjaśniającym, stosowanym do lastrika. Obłupane narożniki były podklejane, ale takich napraw dokonaliśmy może w 10 obiektach. Wiem, że będą kolejne naprawy, mam taką informację z Łąkorza.

A czego nie udało się zrobić?

M.Z. Nie poziomowaliśmy nagrobków. Warunki panujące na tym cmentarzu niestety sprzyjają ich zapadaniu się. Piaszczyste podłoże, duża ilość ściółki.

Z jakim rodzajem roślinności musieliście sobie radzić?

M.Z. Cmentarz w Łąkorzu jest porośnięty drzewami. Jeśli chodzi o niższą roślinność to dominuje śnieguliczka, bluszcz i barwinek. Mamy też samosiejki lipy.

Co sprawia największy kłopot?

M.Z. Śnieguliczka – rośnie szeroko i wysoko. Bluszcz i barwinek zostawialiśmy, bo tłumi inne rośliny. Śnieguliczkę zwalczaliśmy kosą spalinową. Nie chcemy walczyć chemią, bo wypalone cmentarze są szalenie przygnębiające.

Jak oceniacie efekt obozu? Czy uczestnicy, w sumie przypadkowi, złapali bakcyla?

M.Z. Uczestnicy nie byli przypadkowi – wybrali udział w naszym obozie świadomie, znając jego program. A bakcyla złapali. W ostatni wieczór to były rozmowy jedynie o cmentarzach – gdzie kto ma jakiś i co można byłoby z nim zrobić. Cmentarz był jakby najbardziej efektowną częścią naszych działań. To przypominało pracę archeologa: kiedy spośród krzaków i bluszczu wynurzały się ślady istnienia minionych czasów. Robiło wrażenie!

Dla miejscowości zysk wymierny też jest.

M.Z. Tak. Ma kolejne miejsce świadczące o jej historii. Wypada wspomnieć, że Łąkorz znajduje się w otulinie Brodnickiego Parku Krajobrazowego. Panuje tu spory ruch turystyczny. Społeczność lokalna oraz władze lokalne mają świadomość, że turystyka przysparza dochodów. Wójt podkreślał atrakcyjność cmentarza, na którym pracowaliśmy, dla ruchu turystycznego. Mieszkańcy Łąkorza, którzy prowadzą agroturystykę, postrzegają to jako kolejną atrakcję dla swoich gości.

Patrzą na cmentarz okiem gospodarzy.

M.Z. Tak, ale nie tylko. Łąkorz to na przykład wieś, która ma swoją monografię. Większość mieszkańców ma tę ponad 200 stronicową pozycję w domu. Tu jest wysoki poziom świadomości historii regionu, ludzie znają swoją tożsamość.

Czy pojawi się w formie trwałej podsumowanie waszego projektu?

M.Z. Tak, myśleliśmy o tym. Będzie to coś na kształt folderu. 4-6 stron, rozkładówka. Podstawową treścią będą jednak fragmenty wywiadów, które przeprowadzaliśmy z mieszkańcami. Będą też wzmianki o naszym obozie i jego przebiegu – no i o efektach.

Czy zamierzacie w przyszłości zająć się jakimś innym cmentarzem?

M.Z. Ledwo co zdążyliśmy skończyć przemowę podsumowującą nasz projekt, a już mieszkańcy wręcz naciskali, żebyśmy wracali za rok. Z pewnością będziemy coś robić, bo czujemy tu dobra energię. Nie wiemy jednak na pewno, czy w Łąkorzu. Musimy przemyśleć, czy skupić się na jednej miejscowości i „iść w głąb”, czy raczej zacząć animowanie kolejnej. To jest jeszcze do przedyskutowania. Dobrze byłoby wrócić do Łąkorza, ale jest i inna taka wieś, w której są arcyciekawe obiekty dziedzictwa i w której mamy sojuszników. To jeszcze kwestia do rozstrzygnięcia.

No właśnie. Pracujecie na rzecz społeczności, które mają taką świadomość grupową, lokalną, historyczną rozbudzoną. Co z miejscowościami, w których tak dobrze nie jest?

M.Z. Z moich doświadczeń wynika, że zanim przystąpi się do działań na obiektach w małych miejscowościach, należy zbudować sobie lokalne wsparcie. Nawiązać kontakt z miejscowymi „aktywistami” - w przypadku Łąkorza mieliśmy pana Jana, szefową KGW, zaprzyjaźnioną rodzinę. Bez zbudowania lokalnego zainteresowania dla inicjatywy nie ma szans na to, by przyniosła trwały efekt.

Panie Marcinie, serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas i liczę, że porozmawiamy po kolejnym projekcie. Wywiad przeprowadziła: Hanna Szurczak, zdjęcia: Marcin Zalewski, 18.07.2017




Tomasz Szwagrzakkontakt