EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z M. Malanowicz, prezesem „Gliwickich Metamorfoz”

O Cmentarzu Hutniczym i Stowarzyszeniu Gliwickie Metamorfozy słyszałam od wielu osób. Zwłaszcza przed seminarium „Cmentarze, milczący świadkowie historii” pojawiały się sugestie, że należy zaprosić reprezentantów tego stowarzyszenia. Przyznaję, że nie bardzo wierzyłam w ich przyjazd. Facebookowy profil nie odpowiadał na moje prośby o kontakt. Aż do sylwestrowej nocy 2018, kiedy to jeden z członków odezwał się i zadeklarował, że ktoś się ze mną skontaktuje. I tak się stało – dziś mam przyjemność zaprosić Państwa do spotkania z panią Małgorzatą Malanowicz, prezesem Stowarzyszenia Na Rzecz Dziedzictwa Kulturowego Gliwic „Gliwickie Metamorfozy”.

Na początek zacytuję kilka zdań z waszej strony:
www.gliwiczanie.pl: „Od sierpnia 2002 prowadzimy na Cmentarzu Hutniczym prace porządkowe, początkowo jako grupa nieformalna, od kwietnia 2004 jako stowarzyszenie zarejestrowane. Uporządkowanie Cmentarza Hutniczego jest dla nas zadaniem priorytetowym, jednak mamy również dalej sięgające pomysły, które realizujemy w miarę możliwości i własnych skromnych sił. Prowadzimy stronę internetową poświęconą Gliwicom, w szczególności burzliwej historii i zapomnianym tradycjom tego miasta.” Zatem na początku był Cmentarz Hutniczy? (Zapraszam na www.hutniczy.malanowicz.eu)

M.M. Tak. To był i jest główny cel naszych działań.

Tutaj pozwolę sobie znowu na skorzystanie z waszej strony internetowej: „W 1796 roku uruchomiono w Gliwicach Królewską Hutę Żelaza, która zasłynęła w całej Europie nie tylko ze względu na swe odlewy artystyczne, ale również z produkcji zbrojeniowej. W 1808 roku Zarząd huty założył cmentarz przy obecnej ulicy Robotniczej. Ten niewielki powierzchnią teren stał się miejscem ostatniego spoczynku dla wielu prominentnych osobistości związanych z gliwickim przemysłem. Natomiast ostatni pochówek na tym cmentarzu miał miejsce w 1949 roku. Wg opowiadań świadków, jeszcze w roku 1949 cmentarz był wprawdzie lekko zaniedbany, ale nie zniszczony, odbywały się tam jeszcze pochówki. Dopiero na początku lat 50-tych – jak „niesie wieść gminna” na polecenie lokalnego dygnitarza partyjnego przeprowadzono akcję metodycznej dewastacji cmentarza poprzez usuwania niemieckich napisów z nagrobków, tablice żeliwne odkręcano, a z kamiennych skuwano napisy – czasami pozostawiając „gołe”" daty, lub rozbijano je na drobne kawałki. Prowadzone przez ochotników prace – to przede wszystkim „odkrywanie” grobów zarośniętych bluszczem, podagrycznikiem i samosiejkami drzew oraz obsadzanie ich w miarę możliwości roślinami ozdobnymi charakterystycznymi dla cmentarzy XIX-wiecznych.”

Prowadzicie państwo prace na wspomnianym cmentarzu od 2002 roku. A co było impulsem do rozpoczęcia?

M.M. W 2002 roku przeprowadzałam się do Gliwic, które znałam pobieżnie z okresu studiów. W tym samym czasie na forum internetowym poznałam grupę osób zainteresowanych historią miasta. Kiedy natrafiłam na materiał o Cmentarzu Hutniczym jako miejscu pochówku wielu zasłużonych dla miasta osób i skonfrontowałam to ze stanem faktycznym cmentarza, rzuciłam na forum hasło: „Może przynajmniej posprzątamy, żeby było widać, że to cmentarz…” i jak widać hasło padło na podatny grunt.

Cmentarz Hutniczy to piękna nekropolia o bogatej historii. Kim są członkowie Metamorfoz, że porwali się na taki krok jak przywrócenie blasku temu miejscu?

M.M. Po pierwsze trudno tu mówić o “blasku” w kontekście tak daleko posuniętej wcześniejszej dewastacji. Na cmentarzu nie zachowały się żadne żeliwne nagrobki ani inne żeliwne elementy, które decydowały o urodzie tego miejsca. Postawiliśmy więc na przywracanie pamięci o pochowanych tu osobach. A jeśli chodzi o członków stowarzyszenia… Przez krótki czas stowarzyszenie liczyło 31 osób, jednak przeważnie balansujemy ciut nad przepisową 15tką. Obecnie bardzo się zestarzeliśmy i nie chodzi tylko o te 17 lat, które nam przybyły. To nie jest regułą, ale zazwyczaj jeśli ubywają to młodzi, których pochłania życie rodzinne, a przybywają ludzie starsi. Reprezentowane zawody? Nie pytamy nikogo, więc wiem tylko o paru osobach, ja jestem architektem, mamy też architekta krajobrazu, ekonomistkę, nauczycielkę... Zabawne – nie wiem, reprezentantami jakich zawodów są nasi członkowie!

Może nie macie potrzeby wykorzystywania ich zawodowych umiejętności, może pasja jest ważniejsza. Rozumiem jednak, że pani jako architekt stała się również ze względu na zawód głównym filarem?

M.M. Zawód nie ma nic do rzeczy – chodzi po pierwsze o chęci, a po drugie o kreatywność. Niestety w przypadku wielu osób to słomiany zapał.

Opis waszych działań, choćby budowa muru wokół cmentarza, jest imponujący. Skąd środki?

M.M. Akurat ogrodzenie postawiło “miasto” – naszym wkładem był projekt budowlany. Ale generalnie to: umiesz liczyć? Licz na siebie! Nikt nas nie dotuje, fundusze na działalność zdobywamy startując w tzw „konkursach” miejskich z zakresu kultury i z zakresu turystyki, a wcześniej zdobyliśmy pieniądze wydając przewodniki po mieście i materiały do edukacji regionalnej. Parokrotnie zdarzyły się darowizny prywatne zwłaszcza w postaci darmowego wykonania prac specjalistycznych. Teraz jakoś nie odczuwamy żeby nas ktokolwiek wspierał.

Czy to nie podcina wam skrzydeł?

M.M. Na pewno. A chyba jeszcze bardziej to, że krąg osób zainteresowanych nie tylko naszą działalnością, ale wszelkimi wydarzeniami związanymi z upowszechnianiem gliwickiej historii jest niewielki i niezmienny.

Jak to się dzieje, że Wasza działalność trwa, niezależnie od zmian, jakie zachodzą na zewnątrz?

M.M. Może dlatego, że nie mamy punktów stycznych z polityką ? Nawet wewnątrz stowarzyszenia jedynym restrykcyjnym przepisem jest zakaz mówienia o polityce - inaczej na pewno byśmy do tego czasu pożarli się między sobą.

Szeroki zakres działalności stowarzyszenia może być wzorem i pomysłem dla nowych grup w Polsce. Może współpracujecie z kimś?

M.M. Znamy się, obserwujemy, czasem wspólnie ponarzekamy, zaprosiliśmy kilka takich grup na jubileusz 200-lecia cmentarza – chyba się lubimy z daleka i tyle.
Co do współpracy, to współpracujemy przy konkretnych zadaniach z tymi stowarzyszeniami, które się akurat tematem zadania zajmują, ale to dotyczy raczej naszych innych przedsięwzięć, nie cmentarza.

A jak układa się wam współpraca z konserwatorem zabytków?

M.M. Wzorcowo. Być może dlatego, że dyplom robiłam z konserwacji zabytków, moje pomysły przyjmowane są bez zastrzeżeń.

To sytuacja, której można wam zazdrościć, proszę mi wierzyć. A czy współdziałacie w jakikolwiek sposób z mniejszością niemiecką?

M.M. Nie.

Pytanie „poza konkursem” – czemu nie byliście na naszym seminarium w Łodzi? Być może informacja o nim do was nie dotarła.

M.M. Informacja dotarła, ale nie było komu jechać. Żałuję, ale trudno mi wykroić nawet parę godzin czasu na nieprzewidziane sprawy, a co dopiero na seminarium wyjazdowe.
A nikt ze współtowarzyszy nie chce przyjąć do wiadomości, że po 17 latach jestem potwornie zmęczona i w znacznym stopniu wypalona.

Z jakiegoś powodu mnie to nie dziwi. W swoich rozmowach z dłużej działającymi stowarzyszeniami słyszę zazwyczaj to samo. Energia jednej osoby ciągnie całość. Jesteście jednym z rekordzistów, jeśli chodzi o trwanie i działanie. Czego trzeba, by wasze istnienie nie stanęło pod znakiem zapytania?

M.M. Nowych, młodych członków!

Zatem dziękując pani za poświęcony mi czas, życzę Metamorfozom wielu nowych, młodych i pełnych pomysłów członków.

12.02.2019
Wywiad przeprowadziła: Hanna Szurczak, zdjęcia: archiwum Stowarzyszenia




Tomasz Szwagrzakkontakt