EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Grzegorzem Ostrowskim, historykiem z Zielonej Góry

11.02.19 profil facebookowy Ratując pamięć – Wiejskie cmentarze ewangelickie zyskał nowe polubienie. Gdy chciałam przyjrzeć się osobie, która zainteresowała się moimi działaniami zobaczyłam, że publikuje właśnie informację o nowej książce, dotyczącej cmentarzy ewangelickich. Spytałam o nią i w ten sposób poznałam swojego dzisiejszego rozmówcę, czyli pana Grzegorza Ostrowskiego.

Panie Grzegorzu, bardzo proszę opowiedzieć kilka słów o sobie.

G.O. Urodziłem się w Gubinie w 1990 r. Od 10 lat, czyli od chwili rozpoczęcia studiów, mieszkam w Zielonej Górze. Na studiach historycznych wybrałem specjalizację w archiwistyce i od 2017 r. pracuję w Archiwum Państwowym w Zielonej Górze.

Wybór historii jako kierunku studiów to nie jest powszechny trend.

G.O. Wybór historii na studiach związany był z faktem, że już od czasów dzieciństwa wszystko co było związane z tą dziedziną bardzo mnie interesowało. Zacząłem od zabaw z kolegami, podczas w których stawaliśmy się rzymskimi legionistami, później były gry komputerowe o tej tematyce, no i książki - wszystko krążyło wokół wydarzeń historycznych. Sama decyzja o wyborze na studia była jednak spowodowana kryzysem gospodarczym sprzed 10 lat. Po maturze złożyłem swoje dokumenty do szkoły podoficerskiej w Poznaniu. Po krótkim czasie z ww. szkoły dostałem wiadomość, że nabór w związku z kryzysem został odwołany w całym kraju. Nie chcąc tracić czasu, skierowałem swoje kroki na Uniwersytet Zielonogórski.

I tam pan pozostał, czyli ten pierwszy rok musiał okazać się atrakcyjny.

G.O. Na pierwszym roku zrekrutowałem się na filologii angielskiej. Niestety, albo właśnie stety... kierunek mi się nie spodobał. Po I semestrze zrezygnowałem, popracowałem przez wakacje za granicą. We wrześniu złożyłem dokumenty już na historię i tak zostało do dziś.

We wstępie do pana książki padło wyjaśnienie, że materiały do niej były zebrane w trakcie prac Studenckiego Koła Epigraficznego. Proszę opowiedzieć nam o nim.

G.O. Do Studenckiego Koła Epigraficzne wstąpiłem chyba na początku 2-go roku studiów. Wtedy to zajęcia z Nauk Pomocniczych Historii prowadził z nami dr Adam Górski. Przedmiot, który jest ściśle powiązany z praktyką bardzo przypadł mi do gustu, a szczególnie próby odczytu różnych krojów pisma. Dr Górski prowadził również wspomniane koło naukowe, które funkcjonowało od 2004 r., a w chwili mojego dołączenia realizowało program "Inwentaryzacja epigraficzna cmentarzy ewangelickich województwa lubuskiego z lat 1815-1945". No i tak się wszystko zaczęło. Mój rok zasilił mocno szeregi koła i rozpoczęliśmy pierwsze wyprawy w celu odnalezienia starych cmentarzy, a następnie ich inwentaryzowania.

Pana książka jest jedną z serii.

G.O. Seria została rozplanowana na tomy i zeszyty, gdzie każdy tom odpowiada innemu powiatowi w województwie lubuskim, a zeszyt jest kolejną częścią w ramach danego powiatu. Celem projektu była inwentaryzacja, a przez to utrwalenie źródła historycznego jakim są stare cmentarze. Pierwsza publikacja z serii została wydana ze środków Uniwersytetu Zielonogórskiego w 2013 r., a druga w 2015 r. Obie dotyczyły cmentarzy w podzielonogórskich miejscowościach.

Na czym polegała praca badawcza?

G.O. Na nekropolie jeździliśmy w kilkuosobowych grupach. Odszukiwaliśmy nagrobki, oczyszczaliśmy je, odczytywaliśmy inskrypcje, fotografowaliśmy, mierzyli wszystko, co zawierało jakiekolwiek napisy. Materiałem do badań były wszelkie zachowane płyty widoczne na powierzchni ziemi. W naszych pracach kierowaliśmy się zasadą nienaruszania tych miejsc, w związku z tym nie kopaliśmy, a płyty które obracaliśmy w celu udokumentowania, odkładaliśmy tak samo i w to samo miejsce, w którym nagrobek spoczywał.

Omawiana książka to czwarta książka z serii.

G.O. Dwa pierwsze zeszyty finansował UZ W 2016 r. znajomi z koła wydali w ramach serii I zeszyt z powiatu żagańskiego. Mój zeszyt z powiatu krośnieńskiego ukazał się w 2017 r. Od 3-ciej książki seria wydawana jest siłami własnymi. Pracę nad tym zeszytem zacząłem jakoś w 2014 r., kiedy to rozpocząłem studia magisterskie, a temat mojej pracy opierał się na badaniach cmentarzy w gminie Gubin.

Wydawana własnymi siłami? To znaczy, że inwestuje pan prywatne środki?

G.O. Tak, książkę wydałem całkowicie z własnych środków. Niestety nie znalazłem instytucji publicznej, które byłaby na tyle zainteresowana, by udzielić wsparcia. Być może zmieni się to przy kolejnych częściach. W celu ograniczenia kosztów w książce umieściłem dosłownie tylko kilka przykładowych fotografii nagrobków. Fotografie płyt z publikacji umieszczam na założonej przeze mnie grupie na Facebooku, na której docelowo również będę prezentował zdjęcia z przyszłych części. Grupa nazywa się: Cmentarze ewangelickie woj. Lubuskiego i dostępna jest pod adresem: link.

Interesował się pan historią od dawna, ale skąd cmentarze? Czy wynikły przy okazji?

G.O. Koło studenckie, program przez nie realizowany – to były początki. Najlepsze w tej pracy było obcowanie z historią. Praktyczny aspekt tego zadania, odkrywanie przy każdym nagrobku innej historii (chyba mogę sobie wyobrazić, co archeologowie lubią w swojej pracy...). Myślę, że to były te rzeczy, które wciągały każdego członka koła, a także inne osoby, które prowadziły badania razem z nami. Najlepszym przykładem tutaj będą członkowie mojej rodziny, których początkowo zabierałem na podgubińskie cmentarze w celach umilenia sobie badań (jakoś tak smutno pałętać się samemu po starym zniszczonych cmentarzu w środku lasu), a potem obowiązkowo w charakterze pomocników. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że moja mama po zinwentaryzowaniu ze mną w terenie setek nagrobków śmiało mogłaby stawać w konkursie "wiedzy cmentarnej".

Pana pasja udzieliła się rodzinie? Wspomniał pan, że urodził się w Gubinie, a pana mama?

G.O. Moja mama również urodziła się w Gubinie i całe życie w nim mieszkała. Jej mama po wojnie trafiła w okolice Gubina z terenów dzisiejszego obwodu tarnopolskiego. W mieście zamieszkała w 1955 r. Dziadek pochodził z terenu Białorusi (okolice Baranowicz). Mój tata zawędrował do Gubina z Twardogóry. Z kolei jego mama jak się później okazało również pochodziła z rejonu Tarnopola. Obie babcie mieszkały w wioskach oddalonych od siebie 20 km.

Czy poza inwentaryzowaniem cmentarzy organizowaliście również ich porządkowanie?

G.O. Przy pracach inwentaryzacyjnych przeważnie nie zdarzały się inne prace. Tylko dwukrotnie jako koło naukowe braliśmy udział w pracach porządkowych. Zgodnie z moimi informacjami na naszym terenie nie działają żadne grupy, które zajmują się stricte tematyką cmentarną. Jedyne inicjatywy w tej materii to te oddolne, gdzie sami mieszkańcy wsi zbierają się i porządkują nekropolię we własnej miejscowości. Tutaj z zazdrością patrzę na informacje płynące z kraju, gdzie działają silne grupy zajmujące się cmentarzami na swoim terenie.

A jak reagowali mieszkańcy wsi, w których prowadziliście badania?

G.O. Mieszkańcy zawsze okazywali zainteresowanie, gdy spotykali nas pracujących na cmentarzach. Zawsze służyli pomocą w ich lokalizowaniu, czy też chętnie dzielili się własnymi wspomnieniami o tych miejscach. Niestety nie szły za tym szersze akcje. Duży zarzut można kierować tutaj do władz lokalnych, które nie widzą żadnej potrzeby działania na tej płaszczyźnie. Nie robią problemów jak ktoś występuje z inicjatywą, lecz pomocy nie zapewniają. W mieście Gubin ograniczono się do wydzielenia na cmentarzu komunalnym miejsca, gdzie składuje się odnajdywane nagrobki z poprzedniego niemieckiego cmentarza. W przynajmniej jednej wsi cmentarz przykościelny został uporządkowany jeszcze przed moimi badaniami, a w kolejnej wsi na cmentarzu przykościelnym Gubińskie Stowarzyszenie Eksploracyjno-Historyczne "Łużyce" pomogło w porządkowaniu nekropolii w 2017 r.

Zatem atmosfera społeczna jest dobra, przydałoby się jedynie nieco zachęty ze strony decydentów...

G.O. Z całą pewnością. Niestety na spotkaniach z władzami dano mi jasno do zrozumienia, że przy tylu problemach są ważniejsze sprawy do finansowania niż książka o cmentarzach ewangelickich. Udzielono mi jedynie pozwolenia na prowadzenie badań na terenie cmentarzy, które znajdują się na terenie gminy miejskiej i wiejskiej. O innych pomysłach czy działaniach nigdy nie słyszałem. Jedyne tablice upamiętniające cmentarze, które postawiono na miejskich cmentarzach, powstały z inicjatywy Towarzystwa Przyjaciół Ziemi Gubińskiej.

Czy podczas badań miały miejsce jakieś niezwykłe wydarzenia? Spektakularne odkrycia?

G.O. Spektakularnych odkryć raczej nie było. Dla nas, członków koła, samo odnalezienie cmentarza z zachowanymi nagrobkami bywało spektakularne. W moich studenckich czasach, gdy działaliśmy razem, cmentarze zielonogórskie były mocno zniszczone, w związku z tym, gdy odnajdowaliśmy cmentarz z 20 nagrobkami, to mieliśmy roboty na kilka dni. Później w toku moich badań na cmentarzach wokół Gubina znajdowałem cmentarze, gdzie tych płyt było po 80, a nawet ponad 300, więc z czasem sama ilość przestała robić wrażenie. Innym faktem było odnajdowanie nagrobków w idealnym stanie. Sporadycznie zdarzało się, że nagrobek upadając do przodu zachowywał pole inskrypcyjne w całości. W kilku przypadkach, gdy zachowywało się również szkło chroniące napisy, to naszym oczom ukazywały się inskrypcje z farbą, dosłownie jakby kilka dni temu zostały wypełnione, czy stworzone przez kamieniarza.
Do jednego może nie spektakularnego, ale niecodziennego odkrycia doszło, gdy na cmentarzu w Czarnowicach, badając nagrobki z moją mamą, próbowaliśmy znaleźć część ułamanej płyty. Jako, że najczęściej połamane fragmenty znajdują się koło siebie sprawdziliśmy, czy ten fragment nie znajduje się ukryty pod spodem nagrobka. Brakującej części nie było, za to w tym miejscu leżał niewybuch z II wojny światowej. Okazało się, że nasza praca może stanowić również spore zagrożenie oraz problem...dla służb i administracji państwa. Po zgłoszeniu odnalezienia pocisku po okresie jakichś dwóch tygodni zostałem poinformowany, że grożą mi konsekwencje prawne. Na szczęście wszystko zakończyło się dobrze, nikt nie zginął i nikt nie dostał mandatu.

Czy wasz uniwersytet może stać się do spółki z UAM w Poznaniu liderem, dającym przykład innym ośrodkom akademickim? Chodzi mi o pomysł na inwentaryzację ginących cmentarzy.

G.O. W czasie, gdy wydawany był zeszyt drugi serii, dr Górski przeniósł się na Uniwersytet Jagielloński. Wraz ze znajomymi koło naukowe utrzymaliśmy przy życiu do czasu, gdy wszyscy skończyliśmy nasze studia magisterskie. Potem koło i prace inwentaryzacyjne wygasły, a każdy z nas zajął się innymi rzeczami, pracą zawodową, naukową. Chyba po wygaśnięciu koła nikt się tym tematem już nie zajmuje. Z całą pewnością pracownia epigraficzna działająca przy Instytucie Historii dalej prowadzi badania inskrypcji, lecz obawiam się, że swoje siły skupia na innych miejscach. Zatem nie ma chyba nadziei na to, że uniwersytet Zielonogórski stanie się liderem na cały kraj.

Zatem znowu mamy przykład siły oddziaływania jednostki. Determinacja i pasja dr Górskiego pociągnęła za sobą sensownych ludzi i sensowne działania. A czy ma pan informacje, czym obecnie zajmuje się pan Górski?

G.O. Z tego, co wiem, wykłada na Uniwersytecie Jagiellońskim oraz prowadzi Archiwum PAN i PAU w Krakowie. W zeszłym roku urodziła mu się córeczka więc i „tatowanie” mu doszło do zajęć :)

Równocześnie z pana pozycją wyszła książka pani Aleksandry Makowicz-Kmiecik „Cmentarze ewangelickie i pomniki poległych podczas I wojny światowej w gminie Żary”.

G.O. To moja koleżanka ze studiów i z koła studenckiego. Współpracowaliśmy, razem jeżdżąc po cmentarzach wkoło Zielonej Góry. Później zaczęliśmy działać w swoich rodzinnych stronach. Ola wydala książkę poza serią, ja od początku chciałem, żeby moja wyszła w serii. Moja książka została wydana w roku 2017, jednak nie promowałem jej nigdzie i dopiero teraz, przy okazji pojawiania się informacji o wydaniu książki przez Olę, zmobilizowałem się do ogłoszenia tego faktu. Przy opracowywaniu materiału intensywnie współpracowałem z dr Górskim, który związany jest z wydawnictwem Eternum, odpowiedzialnym za poprzednie książki. Materiału z gminy Gubin, który opracowywałem do samej pracy dyplomowej, nazbierałem na 3 zeszyty (2gi już jest prawie ukończony). Myślę jednak, że głównym powodem był fakt, że upatruję siłę całego przedsięwzięcia w skali. Pojedyncza książka jako opracowanie naukowe źródła, biorąc pod uwagę, że część cmentarzy i nagrobków jest mocno zniszczona, jest mocno ograniczona. Dopiero łącząc w całość informacje z większej ilości nekropolii możemy dostrzec jakiś pełniejszy obraz tego zagadnienia.

Książka pani Aleksandry oraz pańska mają podobny schemat. Czy to coś, co wypracowaliście jako koło?

G.O. Zapis i układ inskrypcji, który został zastosowany w publikacjach koła, a także później przeze mnie czy Olę wynikł z odwzorowania wytycznych Międzyakademickiej Komisji ds. wydawania niemieckich inskrypcji i polskiego przedsięwzięcia Corpus Inscriptionum Poloniae

W pana opisach pojawia się określenie, którego do tej pory nie spotkałam. Brzmi "inskrypcja z tekstami śmierci". Czego dotyczy i skąd się wzięło?

G.O. Przez “tekst śmierci” rozumiem fragment inskrypcji, który zawiera informacje o nazwisku i dacie śmierci, czyli przykładowo: "Tu spoczywa tutejszy kowal Johann Schmidt ur. 01.01.1880 zm. 01.01 1930". W publikacji pojawiają się również inne podobne określenia jak tekst wierszowany, tekst identyfikujący, które oznaczały pewne schematyczne fragmenty inskrypcji umieszczane na nagrobkach.

Czy wasze prace wzbudziły zainteresowanie po stronie niemieckiej?

G.O. Nie prowadziliśmy nigdy żadnej współpracy ze stroną niemiecką i z tego co mi wiadomo nigdy też nie było żadnych kontaktów. Jedynie będąc na targu historycznym Guben-Gubin organizowanym przez niemiecką część miasta, gdzie wystawiłem swoją książkę o cmentarzach na stanowisku Stowarzyszenia Przyjaciół Ziemi Gubińskiej spotkałem się z zainteresowaniem mieszkańców. Niektórzy nawet przeglądali szybko tabele, czy wśród odnalezionych i opisanych nagrobków nie ma ich przodków, którzy mieszkali przed wojną na wschodniej części ziem gubińskich. W przyszłości planuję uzupełnić moją pierwszą książkę o niemiecki tytuł i zawrzeć tłumaczenia niemieckie polskiego tekstu oraz wydanie kolejnych części podobnie przetłumaczonych. Być może działania te spotkają się z większym zainteresowaniem wśród ludności niemieckiej.

Czy ma pan jeszcze jakieś plany związane z cmentarzami?

G.O. Chciałbym powrócić do badań w terenie oraz kolejnych publikacji, jednak w chwili obecnej całość czasu poświęcam na badania do pracy doktorskiej.

A jaki jest jej temat?

G.O. "Społeczeństwo Żar w świetle ksiąg metrykalnych XIX-XX w." Pozostałem na terenie Dolnych Łużyc (Gubin, o którym pisałem pracę magisterską znajduje się 60 km od tego miasta). Z pomocą moich badań chcę przedstawić społeczeństwo tego ośrodka miejskiego.

Gdzie można nabyć pana książki?

G.O. Książkę można nabyć bezpośrednio u mnie kontaktując się przez e-mail: grzegorz.grzigrzi@gmail.com. Książka kosztuje 35 zł i jest w twardej oprawie. Istnieje możliwość kupna również przez strony internetowe allegro.pl i olx.pl oraz na stronie wydawnictwa wydawnictwo-eternum.pl, na której dostępne są także poprzednie części serii.

Życzę więc wielu kupujących! I oczywiście zapału w dalszej pracy badawczej. Serdecznie dziękuję również, że znalazł pan czas na rozmowę ze mną.

Wywiad przeprowadziła: Hanna Szurczak, zdjęcia: archiwum Grzegorza Ostrowskiego

03.03.2019




Tomasz Szwagrzakkontakt