EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Magdaleną Hojak – Pałęza, społeczniczką z Sarbii

Trzy źródła, niezależnie od siebie, wskazały osobę, z którą powinnam porozmawiać: Magdalenę Hojak – Pałęza. Te źródła to pan Jacek Lichocki z Towarzystwa Miłośników Ziemi Dusznickiej, pan Filip Dzierżyński ze Stowarzyszenia „Schron” oraz pan Olgierd Kiec. Wszyscy podkreślali, że wiele rzeczy by się nie wydarzyło, gdyby nie ona.

Co było pierwsze?

M.H.P. Mam taką teorię masy krytycznej. Gdy zostaje ona przekroczona, to wówczas pewne rzeczy się dzieją. To miało miejsce w Sarbii i w Dusznikach.

Faktycznie jednak pani działania w Sarbii były wcześniejsze, niż te w Dusznikach?

M.H.P. Tak. Były wcześniejsze. Zatem mogę zgodzić się z twierdzeniem, że w jakimś sensie mogły zainspirować Towarzystwo Miłośników Ziemi Dusznickiej. Mam jednak wrażenie, że jedynie utwierdziły ich w przekonaniu, że pomysł porządkowania zapomnianego cmentarza ewangelickiego ma sens i będzie społecznie zaakceptowany.

Zacznijmy może od paru słów o pani.

M.H.P. W Sarbii jestem mieszkańcem, jak każdy inny. Wieś jest podzielona na wieś główną i Huby. Mieszkam na Hubach, i to dopiero od 15 lat. Nie jestem związana z tym terenem w żaden sposób. Kupiliśmy tu z mężem działkę, wyprowadziliśmy się z Poznania. W pewnym momencie tak się ułożyła sytuacja, że jako mieszkańcy Sarbii i okolic potrzebowaliśmy kogoś, kto mógłby nas reprezentować w sprawach formalnych w gminie. Postanowiliśmy założyć stowarzyszenie i tak w 2009 roku powstało Stowarzyszenie Pasikonik. Zaistniało z potrzeb administracyjnych, ale wkrótce zaczęło prowadzić wielotematyczną działalność, inicjować społeczną aktywność lokalną i dbać o dziedzictwo przyrodnicze i kulturowe. W „Pasikoniku” od samego początku jestem Przedstawicielem (stowarzyszenie zwykłe, nie posiada zarządu), czyli osobą reprezentującą członków stowarzyszenia na zewnątrz.

Wasza droga do uporządkowania cmentarza w Sarbii była bardzo długa...

M.H.P. Zanim zaczęliśmy cokolwiek mówić o cmentarzu, bo od tego zaczęła się cała sprawa, to powiem, że było wielu mieszkańców okolicy, którzy nie wiedzieli, gdzie on jest. A jest położony pomiędzy wspomnianymi częściami Sarbii, wśród pól. Nie jest to miejsce, które można zauważyć przechodząc. Nie było i nie jest. Nie można do niego dojechać, ponieważ nie prowadzi do niego żadna droga. Nie jest i nie był miejscem oczywistym. Niektórzy słyszeli, że jest ale nie umieli go umiejscowić. Po latach powojennych, kiedy cmentarz został zniszczony, począł zanikać w pamięci. Są jednak osoby, pojedyncze, które od zawsze paliły i palą tam znicze. Nastawienie do niego było raczej nijakie. Tak naprawdę to nie istniał w świadomości społecznej.

Pani na niego trafiła.

M.H.P. Pewnego 1. listopada jadąc wieczorem ze swoich grobów zauważyłam, że w zagajniku w polu pali się znicz. Zaczęłam pytać najbliższych sąsiadów co to za miejsce i czemu ten znicz się tam pali. Tak dowiedziałam się, że jest tam niemiecki cmentarz i od wielu lat ktoś, nie wiadomo kto, we Wszystkich Świętych zapala tam światełko. Sąsiedzi wiedzieli, że to cmentarz, ale nie bywali tam. Zaczęłam szperać w starych mapach i rozmawiać. Wreszcie trafiłam w to miejsce.

I od razu przemówił do pani?

M.H.P. Od początku działania Stowarzyszenia Pasikonik podczas rozmów z ludźmi w okolicy słyszałam najczęściej w odniesieniu do miejsca, w którym żyją: tu nic nie ma. Gdy jest się rozpoznawalnym ze swojego działania, łatwiej jest dotrzeć do ludzi. Do ich wspomnień, zdjęć. Więc mówili mi: tu nic nie ma. Żadnej interesującej lokalności, żadnych ciekawych miejsc, żadnych ciekawych historii. A potem zaczęło się okazywać, że to nie do końca tak. Bo może tu nic nie ma, ale jest mnóstwo miejsc po czymś, czego już nie ma ale było! Cmentarz w Sarbii ma szansę stać się punktem na mapie, który będzie jednym z dowodów na to, że coś tu jednak było. Można będzie pójść tam na spacer, pokazać swoim gościom, jako ślad przeszłości. Tylko, albo aż: kawałek ziemi z tablicą informacyjną.

Jak zabrała się pani do tego działania?

M.H.P. Powoli. Zaczęliśmy o nim – o cmentarzu mówić. Rozmawialiśmy też o tym, na jaką pomoc, jakie wsparcie możemy liczyć w przypadku rewitalizacji tego obszaru. Od instytucji usłyszeliśmy, że chętnie pomogą. Sołtys, rada sołecka, radny gminny. Otrzymaliśmy pisma potwierdzające taką gotowość, zadbaliśmy o to, by mieć to na papierze, bo to wzmacnia współpracę. Liczymy także na pomoc miejscowych Strażaków. Następnym zadaniem było ustalenie własności. Trzeba było wszcząć procedurę administracyjną. Musiał to zrobić Urząd Gminy Duszniki jako zarządca działki z cmentarzem. W efekcie tych działań doszło do przejęcia działki przez gminę na własność. Trwało to od 2015 roku do 2018. Zatem dość długo czekaliśmy na to, by móc tam w ogóle efektywnie wejść.

Jak wam się udało przekonać gminę?

M.H.P. Wystąpiliśmy do gminy z projektem prac, wskazaliśmy, że jest to miejsce, które będzie dzięki temu projektowi istniało na nowo. Pokazaliśmy, że może stać się elementem odnalezionej historii gminy. Nie ma dotąd żadnych informacji poza tą, że jest to nieczynny cmentarz ewangelicki. A my tę historię postaramy się odnaleźć, udokumentować, przygotować w postaci tablicy informacyjnej. Przedstawiliśmy harmonogram, ustaliliśmy kto mógłby za to odpowiadać i jak projekt byłby finansowany. Podpisaliśmy z gminą list intencyjny. Wcześniej zaprosiliśmy na cmentarz konserwatora zabytków, który dał nam wytyczne, jakie prace możemy wykonywać. To spotkanie odbyło się w obecności reprezentantów gminy. Staraliśmy się angażować od początków projektu wszystkie strony, które mogłyby być zainteresowane i pomocne. Wspomniałam wówczas, że możemy objechać wszystkie nieczynne cmentarze, znajdujące się na terenie gminy. Te, których lokalizację znamy. Spotkało się to z zainteresowaniem obu stron: konserwatora i gminy. W 2015 zorganizowaliśmy taki objazd. Zakończył się protokołem ze wskazówkami konserwatorskimi dla każdego z odwiedzonych cmentarzy. Myślę, że wystąpienie do Urzędu Gminy z naszym projektem sprawiło, że później było już tylko łatwiej.

Mówi pani o projekcie. Jak się nazywa i czego dotyczy?

M.H.P. Cmentarz jest pierwszym namacalnym elementem naszego projektu "Historie niezapomniane – Sarbia, Mieściska". Pierwotnie projekt dotyczył terenu sołectwa, które jeszcze do zeszłego roku było dwuwsiowe. Sołectwo się rozdzieliło na dwa osobne: sołectwo Sarbia i sołectwo Mieściska, ale nie ma to żadnego znaczenia dla naszego projektu bo nie jesteśmy jako Stowarzyszenie związani z konkretną wsią. Dlaczego „historie niezapomniane”? Dlatego, że to bardzo mały teren. na którym wbrew pozorom znajduje się wiele miejsc ciekawych ze względu na swoją przeszłość, ale bardzo zapomnianych. Mnie się taki projekt marzył od początku działalności Stowarzyszenia. Ze względu na swoje zainteresowania krajoznawcze i w zakresie dziedzictwa kulturowego chciałam zająć się wszystkimi starymi cmentarzami w gminie. Miałam jednak świadomość, że to nierealne i należało od czegoś zacząć. Oczywiście zaczęłam więc od Sarbii, bo tu mieszkam, bo cmentarz jest mały (0,2 ha) i stanowi dobry początek. Wstęp do tych większych rzeczy, na które trudniej się porwać, trudniej zdobyć środki i akceptację społeczną bardziej widoczną w przestrzeni.

Jak wygląda realizacja projektu?

M.H.P. Zaczęliśmy gromadzić dokumentacje miejsc, które były, ale przestały być lub które miały zaistnieć, ale nigdy nie powstały. To zajmuje masę czasu. To są wywiady, poszukiwania w źródłach, zbieranie zdjęć i opisów, wizyty w terenie, analiza map. To idzie bardzo powoli, ale jest już parę miejsc, które gdyby dało się wyeksponować, to stworzylibyśmy na przykład lokalny mini szlak turystyczny przez dwie wsie. Taki szlak, który pokazywał będzie miejsca istniejące już tylko na starych fotografiach, a po których w terenie pozostały jedynie ślady. One są ciekawe, a dziś tak zapomniane. Kilka lat temu wrześniowe Europejskie Dni Dziedzictwa odbywały się pod hasłem „Dziedzictwo utracone”, to była dla mnie fascynująca inspiracja. To właśnie ten temat. To nasza działalność, której dziś nie widać, ale mam nadzieje, że kiedyś zaowocuje.

Czy te dokumenty będą jakimś zaczątkiem dla publikacji?

M.H.P. Chcielibyśmy, ale jeszcze nie teraz, na tym etapie nie możemy tego planować. Nie mamy na razie nikogo, kto mógłby ogarnąć tę dokumentację i stworzyć z niej coś efektywnego. To musi się dawać czytać, nie może być sklejeniem kilku dokumentów i zdjęć.

Co robicie z tym teraz?

M.H.P. Tworzymy archiwum. Skanujemy zdjęcia i dokumenty, nagrywamy wywiady. Na razie tyle. Czekam na impuls, pomysł. Nie lubię wydawnictw dla nieznanego odbiorcy. Mam marzenie, by to była pozycja przede wszystkim dla mieszkańców, dla związanych z tym terenem, nie dla osób z zewnątrz. Nie liczę na to, że takie wydawnictwo miałoby kogoś przyciągnąć, choć nie ma ku temu przeszkód. Chciałabym, żeby adresatem byli tutejsi mieszkańcy. Chciałabym, żeby odkryli, że tu jest dużo ciekawych miejsc, z których mogą być dumni. Towarzystwo Miłośników Ziemi Dusznickiej wydaje króciutkie historyczne biuletyny poświęcone poszczególnym miejscowościom w naszej gminie. Mają zazwyczaj 8 stron, są czarno-białe. Metoda bardzo pracochłonna, chałupnicza w pozytywnym sensie tego słowa, bardzo dobrze, że taka seria się tworzy. Wiem, że mieszkańcy je kolekcjonują. Trafiają się czasami książki z wzmiankami o naszej gminie. I widzę, że każdy chce tam zajrzeć, poszukać, czy nie ma czegoś o jego rodzinie, o jego miejscowości. Dlatego chciałabym wydać pozycję dla mieszkańców.

Jak scharakteryzuje pani swoją wieś?

M.H.P. Po II wojnie światowej ludność wymieniła się prawie całkowicie. Napłynęła w dwóch falach. Tej pierwszej, powojennej związanej z rozpoczęciem działalności RKS Sarbia na terenie byłego majątku i drugiej, mało licznej ale jednak, około 20-15 lat temu. W związku z tym dokumenty czy pamiątki sięgające przed 1945 rok mogą mieć nieliczne rodziny.

Czy pojawiają się potomkowie dawnych mieszkańców?

M.H.P. Mieliśmy kontakt z panem, którego rodzina mieszkała kiedyś w Sarbii. On jest też jedną z osób zainteresowanych tym, by powstało wydawnictwo o tej miejscowości. Sam zresztą gromadzi taką wiedzę, szuka w internecie i w literaturze. Pomaga w zbieraniu śladów. Dał nam nadzieję, że inni też mogą być zainteresowani tematem. On jest z mieszkańców powojennych, ale nikt z jego rodziny już tu nie mieszka.

Z przedwojennych mieszkańców nie znacie nikogo?

M.H.P. Na majątku w Sarbii stał pałac. Nie ma go już, został rozebrany. Wiem, że tutaj mieszkają ludzie, których rodzice w nim pracowali. W tym pałacu lub majątku. Ich stan zdrowia nie pozwala jednak na uzyskanie od nich informacji.

Jaki jest odbiór społeczny waszych działań prowadzonych na cmentarzu?

M.H.P. Dla mnie takim wyraźnym sygnałem jak społeczność podchodzi do tematu, trudnego z racji istniejących gdzieś w ludziach przekonań czy uprzedzeń, jest sprawa pieniędzy. Nie wolontariusze, bo tych niemal zawsze kilkoro się znajdzie. To wspólne pieniądze są zawsze sprawdzianem, czy jest akceptacja, czy nie ma. Jako mieszkanka zaproponowałam w 2018 roku do funduszu sołeckiego na 2019, by część pieniędzy poszła na porządkowanie cmentarza. Wydarzyło się to tuż po tym, jak gmina przejęła cmentarz na własność i mogła występować jako właściciel do różnych organów. Projekt tego zadania został przyjęty przez Sołtysa i Radę sołecką a następnie także przez mieszkańców na zebraniu sołeckim. Dla mnie to rodzaj testu. Ludzie skłonni byli wydać na to niemal 2000 zł, które mogły być wydane przecież na kolejną imprezę lokalną, na wycieczkę czy coś innego. To dowód, że ludzie cenią takie miejsca. Niekoniecznie być może są zdania, że wyjątkowo w to warto inwestować, ale skoro jest na ich terenie, to trzeba o to dbać na podstawowym poziomie. I taka postawa nacechowana gospodarnością i porządkiem jest cenna.

Na co zostały przeznaczone te pieniądze?

M.H.P. Lokalizacja cmentarza jest jego szczęściem, bo nigdy nie został zaśmiecony. Po prostu z powodu braku drogi dojazdowej tam się nie dało łatwo wyrzucać śmieci. Zatem pieniądze wykorzystaliśmy na uporządkowanie zieleni. Osobiście jestem zwolenniczką oszczędnego traktowania takich miejsc. Nie lubię odzierania z roślinności. Stosowania koparek, które zbierają wierzchnią warstwę ziemi i oczyszczają. Pierwszą rzeczą było usunięcie części zakrzaczeń, szczególnie tych, które rozsadzały pozostałe na cmentarzu nagrobki. Część krzewów i samosiejek wyrastała z ram grobowych i niszczyła je. Na koniec 2019 roku dokonana została wycinka części drzew, które zarastają środek cmentarza. Na planie cmentarza, wykonanym podczas inwentaryzacji konserwatorskiej przeprowadzonej w latach 90-tych XX wieku, widać, że tylko część terenu była wykorzystana pod pochówki. Zdecydowaliśmy, że wycinka zostanie przeprowadzona właśnie tam. Usunięto stamtąd głównie robinię akacjową, której grubość nie przekraczała 10 cm w przekroju. Zostało wycięte wejście na cmentarz, zgodnie prawdopodobnie z pierwotnym założeniem według przekazu ustnego jednego z mieszkańców. Prowadzi on z niegdyś istniejącej drogi, która obecnie jest polem uprawnym. Część nagrobków została też oczyszczona, ale w sposób niegłęboki. Pousuwano podszyt i mech. Więcej prac nie było wykonywanych, bo uznaliśmy, że nie ma takiej potrzeby. Cmentarz cały czas pozostaje naturalną śródpolną ostoją zwierząt.

Nie posiadacie wcześniejszych przekazów co do założenia cmentarnego?

M.H.P. Opieramy się głównie na karcie konserwatorskiej cmentarza, o której wspomniałam. Jest w niej wzmianka o tym, że zastano tam pnie pozostałe po ścięciu drzew i miejsca po drzewach wykarczowanych. Nie wiemy, czy to były drzewa z założenia cmentarnego, czy samosiejki, które urosły na nim już po ustaniu jego funkcji grzebalnej.

Czy są ślady dawnego ogrodzenia?

M.H.P. Jest relacja ustna mówiąca o tym, że był ogrodzony, ale żadnych elementów nie odnaleźliśmy. Po II wojnie światowej cmentarz postrzegany jako „niemiecki” został ograbiony ze wszystkiego, być może również ogrodzenie się wówczas komuś przydało. Nie mamy planów aby go grodzić. Chcemy, by zwierzęta miały swobodny dostęp. Drzewa wyznaczają też naturalnie granice działki. Zależało nam na utrzymaniu tej kępy zieleni zwłaszcza na obrzeżach cmentarza, ponieważ (być może nie tylko w Wielkopolsce) zdarza się taki trend, że co roku zaoruje się o skibę więcej. Gdy są drzewa, to tego nie da się zrobić.

Jak licznie zachowały się nagrobki?

M.H.P. Praktycznie poza ramami grobowymi i jednym postumentem nie zachował się inne kamienie. Jakieś okruchy, fragmenty. Mizeria.

Wspominała pani, że otrzymaliście wytyczne konserwatorskie. Jak brzmiały?

M.H.P. Konserwator z delegatury w Szamotułach po wycieczce, na którą zaprosiłam w 2015 roku, dał nam zalecenia dla większość cmentarzy na terenie gminy. Na naszym mieliśmy możliwość wykonać wycinkę na głównej alei, cokolwiek to znaczy, bo tam nie ma alei. No więc rozumiemy, że to ma być ścieżka przez środek cmentarza. Jest tam też wpisane, że możemy ustawić tablicę informacyjną. Remont, naprawianie, pionizowanie, sklejanie nie jest brane pod uwagę.

Macie państwo potwierdzenie, że cmentarz nie był wyznaniowy?

M.H.P. W trakcie poszukiwań, prowadzonych w archiwach, natknęłam się na bardzo interesujący trop. Otóż w AP w Poznaniu znalazłam dokument mówiący o przekazaniu przez ówczesnego właściciela dóbr Sarbia gruntu pod nasz cmentarz. Jest to fragment dokumentu uwłaszczeniowego z XIX w. Kompletna księga zawiera pełen spis tego, w jaki sposób majątek Sarbia został podzielony pomiędzy mieszkających tam chłopów. Poza osobistymi przydziałami były też części wspólne i jedną z nich stanowił cmentarz. Właściciel wyznaczył nań konkretną działkę. Zatem był raczej cmentarzem komunalnym, wspólnym dla wszystkich mieszkańców. Miejscowość leży pomiędzy dwoma strefami wpływów: Duszniki i Grzebienisko. Z badań pana Olgierda Kieca wynika, że w Grzebienisku oprócz ewangelików należących do Kościoła Ewangelicko-Unijnego (w większości luteranów, choć byli wśród nich też ewangelicy reformowani czyli kalwiniści) była silna parafia staroluterańska. Mieszkańców 800, a trzy wyznania. W Dusznikach również mieszkali katolicy i ewangelicy. Myślę, że w samej Sarbii było podobnie. Nasz cmentarz nigdy nie był parafialny. Wtedy mówiło się po prostu wiejski. Mamy tu w Sarbii jedną rodzinę, zasiedziałą z dziada pradziada, polską. Mam szczęście, że to mój sąsiad. Od pana Zygmunta pochodziła pierwsza informacja, że to nie cmentarz ewangelicki (choć taka nazwa , podobnie jak „niemiecki”jest najbardziej rozpowszechniona) a wspólnotowy. Być może większość pochówków to ewangelicy, z pewnością jednak nie wszystkie. Krąży taka opowieść, że po jednej stronie chowani byli ewangelicy, a po drugiej wszyscy pozostali. Z powodu braku nagrobków, braku dokumentacji przedwojennej, trudno to jednak ustalić, potwierdzić.

Jesteście jedną z grup, którym pandemia pokrzyżowała plany.

M.H.P. Oj tak. Na marzec br planowaliśmy zwiedzanie cmentarza z przewodnikiem w mojej osobie (link do fb) Niestety obostrzenia związane z pandemią (Covid - 19) uniemożliwiły przeprowadzenie tego wydarzenia. Była to oferta dla mieszkańców. Chcieliśmy aby wszyscy zainteresowani mogli zobaczyć uporządkowane miejsce, na które poszły pieniądze z ich funduszu sołeckiego i dowiedzieć się o historii, ale i o planach na przyszłość. Musieliśmy jednak przesunąć to spotkanie i mamy je na razie dalej w planach. Nasz Dzień Otwarty cmentarza Sarbia z pewnością się odbędzie, może jesienią 2020.

Jak miało to wyglądać?

M.H.P. Miała być osoba z UG, sołtys Sarbii i ja. Mieliśmy być przez 2 godziny do dyspozycji tych, którzy chcą się czegoś dowiedzieć lub czymś z nami podzielić. Mamy cały czas nadzieję, że są jeszcze materiały, są ludzie, którzy je posiadają, którzy na nie trafili. Kontakty osobiste często pobudzają pamięć, pozwalają wydobywać takie ukryte w pamięci informacje. Spotkanie, które zbiera osoby zainteresowane jednym tematem, potęguje takie możliwości. Ta wiedza przychodzi do nas, a potem z kolei rozchodzi się od nas na zewnątrz.

Czy to miało być pierwsze tego rodzaju spotkanie?

M.H.P. Wcześniej we współpracy z Centrum Animacji Kultury Duszniki zorganizowaliśmy spotkanie z panem Olgierdem Kiecem, jako promocję jego książki „Wspomnienia poznańskiego pastora”, mówiącej o linii pastorów ewangelickich z Dusznik. Zresztą wówczas oprowadziłam pana Kieca po znanych mi okolicznych cmentarzach, jest nimi bardzo zainteresowany. Stowarzyszenie Pasikonik od kilku lat zachęca corocznie w początkach listopada aby palić światełka pamięci na zapomnianych cmentarzach. Wydarzenie ogłaszane jest na FB pod nazwą „Zapalę znicz na zapomnianym cmentarzu”, część osób dzieli się z nami refleksjami, zdjęciami. Oprócz tego na terenie gminy były organizowane przez inne stowarzyszenia np. rajdy rowerowe, pokazujące miejsca nieoczywiste, mało znane a ciekawe ze względu na swoja historię. Na trasie przynajmniej jednego z tych rajdów cmentarz w Sarbii był ujęty. Jednakże rajdy nie są powiązane z przekazywaniem szczegółowej wiedzy, te miejsca stanowią raczej punkty „do zaliczenia na trasie”.

Spytam jeszcze o spojrzenie Kościołów na wasze poczynania. W małych społecznościach jest to bardzo istotne.

M.H.P. Proboszcz parafii katolickiej bardzo przychylnie patrzy na nasze działania. Od początku był zaciekawiony projektem, deklarował pomoc. Potwierdził też możliwość ujmowania w ogłoszeniach parafialnych zaproszeń na prace porządkowe. Pytałam go o kontakty z gminami ewangelickimi, bo myśleliśmy też o aspekcie ekumenicznym naszych starań. Okazało się, że niestety takich kontaktów nie ma, ale jest otwarty na współpracę. Nie udało mi się nawiązać kontaktu z parafią ewangelicką. Stosunek gmin ewangelickich do tzw. cmentarników jest obojętny, o czym można poczytać w sieci więc jakoś już się przestałam starać. Przyszłość pokaże.

Na zakończenie chciałabym spytać o współpracę z innymi stowarzyszeniami.

M.H.P. Wypada mi tutaj wspomnieć o bardzo ważnej kwestii: inspiracji, jaką otrzymaliśmy kilka lat temu od grupy śmiałków pana Romana Trzęsimiecha zajmujących się cmentarzami ewangelickimi w okolicach Obornik (Wiardunki), którzy podczas wizyty studyjnej poświęcili nam mnóstwo czasu, pokazali „swoje” cmentarze i podzielili się doświadczeniami. Nie współpracujemy w kwestii cmentarza z innymi Stowarzyszeniami i nie poszukiwaliśmy, jak dotąd, takiej współpracy. Być może dlatego, że jak dotąd nie była ona nam potrzebna ze względu na rodzaj działań. Wiem, że pracy na cmentarzach jest zdecydowanie więcej niż chętnych, to społecznie bardzo mały zasób, nie staramy się więc o niego bez wyraźniej konieczności. W pierwszym rzędzie pewnie – gdyby było trzeba – zwrócilibyśmy się do sąsiadów zajmujących się cmentarzami w bliskiej okolicy. Także dlatego, że będąc blisko łatwiej zrewanżować się wsparciem.

Pani Magdaleno, serdecznie dziękuję za poświęcony mi czas. Życzę pani, jak i nam wszystkim, szybkiego powrotu do normalności, a co za tym idzie do realizowania planów, również tych cmentarnych.
Hanna Szurczak, kwiecień 2020. Zdjęcia z archiwum M. Hojak – Pałęza i Olgierda Kieca




Tomasz Szwagrzakkontakt