EnglishDeutsch strona główna cmentarze Ratując pamięć stan 1925 bukowiec wykaz cmentarzy bibliografia linki kontakt z autorem


Wywiad z Maciejem Karczemskim, społecznikiem ze Starego Adamowa

Nekropolia Ewangelicko - Augsburska w Starym Adamowie  - stan na VI '12

Witam Pana, Panie Macieju. Nie znamy się bliżej, ponieważ o Starym Adamowie i pracach na jego rzecz pisał Bartek Bijak. Czytałam jednak Pana bloga, który niestety urywa się datą 17.10.2014. Czy to oznacza, że porzucił Pan opiekę nad cmentarzem?

M.K. Nasuwające się przypuszczenie, iż porzuciłem prace na rzecz cmentarza w Starym Adamowie jest zbyt daleko idące. Nie da się ukryć, że tempo prac po początkowym entuzjazmie zdecydowanie zmalało. Nowe wpisy na blogu (http://stary-adamow.blogspot.com/) nie pojawiają się od dłuższego czasu, bo doszedłem do wniosku, że ciężko jest pisać cały czas o tym samym. Od dłuższego czasu nie porządkuję już pojedynczych mogił, lecz staram się wykarczować las porastający cmentarz. Myślę, że specjalnie nikogo nie interesuje to, czy po raz kolejny wyciąłem 2 czy może 10 m2 zarośli (śmiech). To, co porusza mnie i pewnie większość czytelników bloga, to losy ludzi, ich prywatne historie ukryte w nagrobnych epitafiach. Ten cmentarz jest świadectwem istnienia mniejszości niemieckiej, która dała początek lokalnej społeczności. Nierzadko również świadectwem życiowych dramatów.

Gdy umawialiśmy się na wywiad, musieliśmy dopasować termin do Pana egzaminu – jest Pan zatem bardzo młodym człowiekiem. Czy może Pan nam powiedzieć kilka słów o sobie? Wiek, kierunek studiów, zainteresowania.

Nekropolia Ewangelicko - Augsburska w Starym Adamowie  - stan na VI '12

M.K. Tak, można powiedzieć, że jestem młodym człowiekiem, choć już raz dziecko proponowało mi ustąpienie miejsca w tramwaju (śmiech). Choć mam 24 lata, to nadal studiuję. Miałem kilkuletnią przygodę z prawem, natomiast od roku studiuję finanse i rachunkowość. Zdążyłem jeszcze w międzyczasie wyjechać na studia do Poznania, by finalnie przenosić się teraz na wydział ekonomiczno - socjologiczny UŁ. Czy to moja ostatnia jednostka dydaktyczna? Nie sądzę (śmiech). Jeśli chodzi o moje studia, to moim życiorysem można by pewnie obdarować kilka osób. Co do kierunku, to raczej wybór był koniunkturalny i średnio koresponduje z moimi zainteresowaniami. Interesuję się turystyką górską, urbanistyką i historią, zwłaszcza historią mojego regionu! W wolnych chwilach lubię słuchać muzyki, a jeszcze bardziej brać udział w koncertach czy festiwalach muzycznych (polecam!). Zaryzykuję stwierdzenie, że wbrew pozorom jestem zwyczajnym chłopakiem (śmiech).

Wracając do bloga: pierwszy wpis nosi datę: 6.04.13, a pierwsze zdjęcia pochodzą z czerwca 2012. Pisał Pan wówczas: „Jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, wszystko wydarzyło się przez przypadek. Otóż szukając informacji na temat Operacji Łódzkiej - bitwy pomiędzy wojskami Niemieckimi a Rosyjskimi w 1914 roku, trafiłem na wykaz wiejskich cmentarzy ewangelickich w województwie łódzkim. Okazało się, iż niedaleko mojej działki letniskowej znajduje się jeden taki obiekt. Po krótkiej dyskusji z członkami Stowarzyszenia Eksploracyjno-Historycznego "Grupa Łódź", którzy opiekują się cmentarzem wojennym w Wiączyniu Dolnym i grupą znajomych, postanowiłem koordynować projekt uporządkowania nekropolii ewangelickiej w Starym Adamowie.” No, ale miał Pan wówczas 20 lat! Zainteresowania tego rodzaju nie są chyba zbyt powszechne? Skąd pojawiły się u Pana?

Nekropolia Ewangelicko - Augsburska w Starym Adamowie - stan na XI '12

M.K. Może to zabrzmi śmiesznie, ale gdy byłem małym dzieckiem, to miałem niewątpliwą przyjemność zobaczyć w telewizji krótki reportaż o małym chłopcu, który dzięki zaangażowaniu i poświęceniu uporządkował cmentarz ewangelicki. Zapragnąłem wówczas dokonać czegoś podobnego w życiu! Nie żeby mi się śnił po nocach biały pióropusz, ale..(śmiech). Bardzo długo wydawało mi się to nierealne z tego względu, że nie mając wiedzy na temat historii ziemi łódzkiej, postrzegałem problem nekropolii ewangelickich jako kwestię dotyczącą tzw. ziem odzyskanych. Dopiero z czasem, pogłębiając wiedzę na temat rozwoju Łodzi zrozumiałem, jak istotny wpływ na to miała niemiecka społeczność. Chociaż obecnie wydaje się, że ludność Łodzi nie jest zróżnicowana etnicznie, to jednak materialne ślady bytności ewangelików pozostały. Nie mniej bezpośrednio do tematu powróciłem około 2012 roku, gdy poznawałem historię Operacji Łódzkiej. Bardzo często kwatery wojenne lokowano na cmentarzach ewangelickich, gdzie miały zapewnioną opiekę lokalnej społeczności. W ten sposób zacząłem szukać informacji na temat cmentarzy ewangelickich i dotarłem na stronę Bartka Bijaka. Przyznam, że doznałem niemałego szoku, gdy dowiedziałem się, że w miejscowości, w której mam działkę, znajduje się nekropolia ewangelicka. Bardzo często przechodziłem obok tego miejsca i nigdy nie powiedziałbym, że to cmentarz... Myślę, że to najlepiej oddaje stan obiektu.

Blog nie powstał od razu, wpisy z 2013 opowiadają o działaniach wcześniejszych i zaczynają się od słów pełnych rozczarowania. Pamięta Pan?

M.K. Tak, doskonale to pamiętam! Cały czas nie mogę przejść obojętnie obok rozbitej piwnicy grobowej, w której ktoś "zaparkował" zniszczonym łóżkiem. Taki widok absolutnie kłóci się z wszelkimi wartościami, jakie mi wpoiła moja rodzina. Myślę, że niezależnie od odebranego wychowania każdy człowiek, poczuwający się do bycia członkiem jakiejkolwiek wspólnoty, doznałby swoistego szoku...

Wpisy na blogu nie tylko dokumentują działania, są również pięknym zapisem emocji, które towarzyszyły młodemu człowiekowi, patrzącemu na zapomnianą nekropolię. Czy z upływem czasu te emocje ulegały zmianie? I w jakim kierunku?

M.K. Nie da się ukryć, że porządkowaniu nekropolii w Starym Adamowie od początku towarzyszyły bardzo silne emocje. Z jednej strony poczucie działania w dobrej i słusznej sprawie, z drugiej strony rozgoryczenie spowodowane stanem cmentarza. Myślę, że te emocje z biegiem czasu wcale się nie zmieniły, ani ich natężenie nie zmalało. Można powiedzieć, iż jest to piękne, choć ja to bardziej odbieram jako destrukcyjne. Ciężko jest zostawić te emocje za bramą cmentarza (która została zniszczona) i normalnie żyć po powrocie do domu. Cały czas gdzieś po głowie chodzą myśli dotyczące obiektu, sposobów jego ratowania, etc. Dlatego też z czasem zacząłem się dystansować od tego - nie tylko ze względu na nikłe zaangażowanie ludzi, ale głównie w celu zachowania pewnego, powiedzmy, życiowego balansu. Jakkolwiek bym nie pragnął przywrócić temu miejscu godny wygląd, to jednak musiałem prędzej czy później dojść do wniosku, że to Stary Adamów jest dla życia, a nie życie dla Starego Adamowa. Nawet teraz, gdy opowiadam o tym, zaczynają odżywać we mnie wspomnienia i emocje. Doprawdy, ciężko mi przejść obojętnie obok tego tematu.

Wielkanoc 2013

We wpisach opowiadał Pan również o osobach, które pomagały w pracach. Początkowo w dumą informował Pan, że jesteście grupą. Z czasem jednak liczba osób, którym Pan dziękował, malała... Jak to z Wami było?

M.K. Faktycznie na początku można powiedzieć, że odzew moich znajomych był stosunkowo spory (choć mniejszy niż zakładałem). Głównie w pomysł angażowały się moje koleżanki, których wysiłek bardzo doceniam. Nie da się jednak ukryć, że efekty naszych prac okazywały się nikłe w stosunku do założeń. Zdarzało się, że cały dzień potrafiliśmy się szarpać z bluszczem na jednej mogile... Nie mniej nie chciałbym deprecjonować wysiłków, nie chciałbym aby moje spostrzeżenia zostały odebrane jako brak szacunku wobec zaangażowania moich znajomych. Bardzo doceniam ich ówczesną obecność w Starym Adamowie i nie mam wątpliwości, że bez ich udziału nie znajdowałbym się w tym miejscu, w którym jestem aktualnie, czyli powiedzmy z połową uporządkowanej nekropolii. A obecnie w Starym Adamowie spotykam się z kolegami, których poznałem podczas poszukiwań informacji na temat Operacji Łódzkiej, i chyba już w tym składzie pozostaniemy, choć jesteśmy otwarci na nowe dusze! Co do pytania o ludzi zaangażowanych w prace nasuwa się też pewna refleksja dotycząca mojej własnej osoby. Z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, iż pomysł koordynowania takiego projektu przerósł moje możliwości. Od początku działań w Starym Adamowie zakładałem pełną dobrowolność uczestników, co automatycznie implikowało niezorganizowanie. Nie potrafiłem narzucić schematu prac, nie potrafiłem narzucić systematyczności czy też dostatecznie zmotywować uczestników prac. Jest to refleksja nie tylko dotycząca moich własnych ograniczeń czy niedoskonałości, ale też wskazówka dla innych osób chcących w przyszłości zająć się podobnym tematem. Nie bez znaczenia pozostają również kwestie finansowe Rodzi się ponadto pytanie, ile można oczekiwać od ludzi nie będących związanych ze mną żadnym zobowiązaniem...

Wracając do początków: na blogu poinformował Pan o uzyskaniu oficjalnego pozwolenia na prace porządkowe. Skąd wiedza o tym, że takie kroki należy przedsięwziąć?

M.K. Jak już wcześniej wspomniałem, zdarzyło mi się w przeszłości studiować prawo. Zdobycie pozwoleń na wycinkę drzew i zarośli na terenie cmentarza traktowałem jako swoiste wyzwanie zawodowe. Dużo wskazówek udzielili mi dydaktycy z Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Łódzkiego oraz... mecenas google (śmiech). Nieoceniona również okazała się pomoc Pani Doroty Nowak z Wydziału Inwestycji, Ochrony Środowiska i Rolnictwa Urzędu Miasta w Aleksandrowie Łódzkim. Dzięki jej uprzejmości zdołałem uniknąć opłat za wydanie pozwolenia, co jak przypuszczam, już na wstępie zakończyłoby projekt.

Zgody były terminowe. Jak sprawa wygląda teraz?

M.K. Zgody na wycinkę drzew wydawane są na rok. Natomiast według zapewnień pracowników Urzędu Miasta, urząd ten nie ma zamiaru robić problemów z przedłużaniem ważności tych pozwoleń. Ciekawe, jak długo urzędnicy będą się wykazywali cierpliwością i wyrozumiałością, zwłaszcza wobec braku widocznych postępów...

Pisał Pan, że właścicielem cmentarza jest Parafia Ewangelicko-Augsburska w Aleksandrowie Łódzkim. Czy Wasze działania uzyskały jakiekolwiek wsparcie z jej strony?

M.K. Realnie Parafia Ewangelicka nigdy nie zaangażowała się w prace w Starym Adamowie. Nie mogę jednak zaprzeczyć, że przy podpisywaniu pełnomocnictw do wyrobienia zezwolenia na wycinkę drzew współpraca układała się wzorowo. Szkoda, że ograniczyła się jedynie do złożenia podpisu na formularzu.

Jak tę sytuację przyjmuje człowiek, który swój wolny czas i energię poświęca ratowaniu cmentarza ewangelickiego?

M.K. Nie mogę mieć do nikogo pretensji, że nie podziela moich idealistycznych marzeń i nie chce ich realizować... Żartowałem. Tak naprawdę jestem gotów reaktywować kontrreformację... (śmiech).

Większość moich rozmówców staram się pytać o to, z jakim odbiorem swoich działań spotykają się w środowisku lokalnym? Czy jest Pan stawiany za wzór, czy raczej na Pana widok mieszkańcy pukają się w czoło?

M.K. Po raz kolejny zadaje Pani pytanie, na które ciężko jest jednoznacznie odpowiedzieć. Nie da się ukryć, że prowadzenie prac w Starym Adamowie daje pole do popisu hejterom i docinków w stylu "grabarz", choć z drugiej strony, gdy zaczynam obszernie tłumaczyć, na czym polegają prace, to, co ciekawe, śmiechy milkną. Ale do aplauzu na stojąco jeszcze długa droga (śmiech).

Lato 2013

Wiem, że proponował Pan pomoc innemu społecznikowi, panu A. Braunowi. Gotów Pan był dojeżdżać do Bukowca, by pomóc. Co Pana skłoniło do złożenia takiej propozycji? I skąd Pan wiedział, że w Bukowcu działa samotny wilk?

M.K. O nekropolii ewangelicko-augsburskiej w Bukowcu dowiedziałem się podczas prac przy cmentarzu wojennym w Wiączyniu Dolnym. Pracę na tamtym obiekcie koordynowała Grupa Łódź, odpowiedzialna również za porządki w Bukowcu, więc można powiedzieć, że informacje miałem z pierwszej ręki. Interesowałem się tym cmentarzem również z tego względu, że wiem, jak szybko można zaprzepaścić efekty poprzednich prac, więc z nadzieją szukałem informacji o kontynuatorach prac. Nie bez satysfakcji przeczytałem artykuł w „Gazecie Wyborczej” o Panu Braunie i jego planach dotyczących obiektu w Bukowcu. Jednak ze względu na studia w Poznaniu pozostawiłem ten temat, nie chcąc robić żadnych nadziei, gdy nie miałem realnych możliwości przyjścia z pomocą. Nie ukrywam jednak, że to pan Braun zatelefonował do mnie, dowiedziawszy się o moich działaniach ze strony Bartka Bijaka. Odbyliśmy bardzo serdeczną rozmowę, pan Braun opowiedział mi o pomysłach na Bukowiec, o swoich doświadczeniach. W ten sposób udało nam się nawiązać nić porozumienia. Przenosząc się na studia na Uniwersytet Łódzki, a co za tym idzie wracając do Łodzi, mogę faktycznie mu pomóc. A pomóc Panu Braunowie chcę z tego względu, że wiem z autopsji jak ważna jest obecność w takim miejscu. Nie mam wątpliwości, że materialne efekty moich wizyt w Bukowcu będą nikłe, ale mam nadzieje, że pomogę chociaż w wymiarze mentalnym i dodam otuchy. Z tego co czytałem, atmosfera w Bukowcu po reportażu GW pachnie "Pokłosiem"... nic nowego (śmiech).

Panie Macieju, czy dziś, we wrześniu 2016, ma Pan poczucie spełnienia w kwestii cmentarza w Starym Adamowie, czy może raczej towarzyszy Panu rozczarowanie?

M.K. Znowu nie da się odpowiedzieć na tak zadane pytanie jednoznacznie! Z jednej strony nie ukrywam, że jestem młodym człowiekiem i podchodzę do tego pomysłu bardzo ambicjonalnie. Marzyło mi się osiągnięcie celu. Nie da się ukryć, że pod tym względem poniosłem porażkę. Nie udało mi się również przywrócić cmentarza do powszechnej świadomości mieszkańców Adamowa. Jak wyrzucano śmieci na teren cmentarza, tak nadal się to zdarza. Światełkiem w tunelu jest jednak fakt, iż raz do roku ktoś zapala znicze na Wszystkich Świętych. Z drugiej strony mam poczucie, że nie zawiodłem jako człowiek. Postępowałem zgodnie z wartościami, które wyznaję i na pewno jestem dumny z tego, że podjąłem trud prac na cmentarzu w Starym Adamowie. Czasami jednak trzeba dojrzeć i przyznać, że nie da się przebić głową muru... na razie (śmiech).

Czy ma Pan jakieś plany związane z ratowaniem pamięci o osadnikach?

Lato 2014

M.K.W tym momencie skupiam się przede wszystkim na studiach. Chciałbym się zaangażować w działalność organizacji studenckich. Ponadto w związku z przenosinami z Poznania do Łodzi na uniwersytet, mam sporo różnic programowych do zaliczenia i na pewno nie będę narzekał na nadmiar czasu. W zaistniałej sytuacji nie planuję żadnych działań w tym roku poza kolejnym wnioskiem o przedłużenie pozwolenia na wycinkę drzew. W przyszłym roku chciałbym spróbować na nowo rozruszać temat. Na pewno na pierwszym planie będzie temat końcowego wykarczowania terenu cmentarza, by dopiero w dalszej kolejności zająć się porządkowaniem poszczególnych nagrobków. Chciałbym również popracować nad efektywnością prac porządkowych tzn. zorganizować mniej wizyt w Adamowie, ale obejmujących większą liczbę ludzi lepiej wyposażonych. Ponadto w okresie jesienno-zimowym chciałbym spróbować pozyskać środki i ludzi, co by znacząco ułatwiło realizację celów. Ale to są tylko plany... Sam jestem ciekaw, co z tego wyjdzie w konfrontacji z rzeczywistością. Nie mniej jestem niepoprawnym optymistą i wierzę że się uda, choć dopuszczam do siebie myśl, że finał prac porządkowych nie nastąpi przed końcem obecnej dekady... jeśli w ogóle kiedykolwiek nastąpi (śmiech). Poza tym jestem zaangażowany w opiekę nad cmentarzem wojennym z okresu I Wojny Światowej w Bechcicach, co pewnie nie ułatwi mi wygospodarowania wolnego czasu na prace w Starym Adamowie.

Serdecznie dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że zrealizuje Pan swoje marzenie, bo jest tego warte.

Zdjęcia: M. Karczemski
Wywiad przeprowadziła Hanna Szurczak
3.10.2016




Tomasz Szwagrzakkontakt